sobota, 20 kwietnia 2013

13th Chapter

- Zbieraj się, Aria, mówiłam Ci, żebyś była gotowa, nie możesz się spóźnić ! - krzyczała Amelie na przyjaciółkę, która dalej się ubierała w pośpiechu we wczorajsze ubrania.
Dziewczyna wciągnęła na siebie szare rurki z bawełny, luźną bladoróżową koszulkę na ramiączkach z głębokim dekoltem z czegoś na kształt satyny oraz szarą marynarkę z rękawami do łokci. Założyła złoto-beżowe bransoletki na rękę i rozpuściła włosy, delikatnie je przeczesała i spięła w koczek, po czym włożyła w niego dwa ołówki. Grzywkę podpięła wsuwką, by jej nie przeszkadzała. Wszystkie swoje manele wrzuciła do jasnej torebki na ramię. Umyła zęby w pośpiechu i zbiegła na dół, gdzie czekała na nią Amelie. Ubrała kremowe szpilki i swój płaszcz. Wyszły z domu, na podjeździe stał czerwony garbus, należący do przyjaciółki. Obie zajęły w nim miejsca.
- W schowku jest dezodorant i perfumy, śmierdzisz - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Dzięki - Aria wyjęła dane rzeczy i się spryskała. - To moje perfumy - ucięła.
- Moje, twoje, jedna matka - zaśmiała się. - Jak nie będzie na Yellow Street korka, to zdążymy - pocieszała się dziewczyna w burzy czarnych loków.
- Zobaczymy, gabinet dziekana jest w budynku C, więc musisz i tak podjechać od przodu - powiedziała dziennikarka i właśnie malowała sobie usta jasnym beżowym błyszczykiem, patrząc w lusterko.
- Wiem, na razie jest dobrze - mówiła do siebie Amelie.
Po piętnastu minutach omijając korki i parkując auto parę ulic wcześniej biegły już do gabinetu na spotkanie. Z jednominutowym wyprzedzeniem wbiegły do budynku. W środku nie było rzeczy, która nie byłaby drewniana, od schodów, przez podłogi i ściany. Wbiegły na czwarte piętro. Aria zamieniła parę słów z sekretarką, po czym ta zaprowadziła ją do korytarza w głębi piętra, a przyjaciółka usiadła spokojnie w poczekalni. Panienka Moore dopiero teraz zdała sobie sprawę, co czeka ją za drzwiami. Delikatnie zapukała, a gdy usłyszała zaproszenie weszła do środka. Gabinet dziekana Mathews'a, był dokładnie taki jakim go odpisywali studenci. Nic prócz książek, biurka, krzesła i kanapy. Pod oknem stało krzesła z długim, dębowym biurkiem, które zawalone było książkami. Na biurku przybity był złoty napis "Dziekan A. Matthews". Przed biurkiem stała drewniana kanapa, obita starym, ciemnym zielonym materiałem. Dookoła pokoju były tylko i wyłącznie książki, które zakrywały szafki z książkami. Żadnych zdjęć rodziny, żadnego telefonu, komputera, indeksów - same książki.
- Dzień Dobry, nazywam się Aria Moore - zaczęła, a starszy łysiejący mężczyzna ściągnął z nosa swoje okulary połówki i wyciągnął do niej rękę.
- Długo pani oczekiwałem - uśmiechnął się i wskazał miejsce na kanapie, jego głos był bardzo ciepły, a jego uśmiech sprawiał wrażenie pogodne staruszka. - Miałem nadzieję, że przyjdzie pani na pierwsze spotkanie - oboje zajęli swe miejsca.
- Przepraszam, wypadło mi coś i nie miałam jak się urwać - odpowiedziała i wyprostowała się na starej sofie.
- Rozumiem, wy młodzi zawsze macie za dużo na głowie - zaśmiał się spokojnie. - Ale nie przyszłaś tu, by kontemplować ze mną wasze młodzieńcze czyny, lecz swą przyszłość. Chociaż najpierw ważniejsza jest herbata - spoglądnął na nią, a ta kiwnęła głową, bo on na to czekał.
Wstał ze swojego wysokiego fotela, także obitego dziwną tkaniną i poszedł z róg pomieszczenia. Aria nie zauważyła nawet, jak duże ono jest. Bardziej przykuwały jej wzrok sterty książek, które zakrywały nawet czerwony elżbietański dywan. Mężczyzna ściągnął parę stosów z małego stoliczka, gdzie były cztery filiżanki, tylko dwie podstawki, dwa talerzyki, cukiernica, śmietanka oraz większy talerzyk z ciastami. Nałożył na talerzyki po kawałku sernika z budyniem i pięknie rzeźbionym widelcem, po czym jej dał. Wyszedł za drzwi po herbatę, którą zaparzyła im sekretarka. Przytargał cały dzbanuszek i nalał do filiżanek. Ona pomogła mu zanieść obie filiżanki do biurka i zajęła z powrotem miejsce.
- Jedz, spokojnie, mamy czas - uśmiechnął się serdecznie, a ona wypiła trochę gorącej cieczy, która nie smakowała jak brytyjska herbata, była znacznie lepsza, powąchała ją ponownie, poczuła delikatną nutkę mięty i jabłka, którą tak rzadko można spotkać.
- Nie wiem, czy powinnam pytać, ale nie mogę się opanować. Skąd jest ta herbata, bo ją pamiętam - powiedziała i się zarumieniła.
- Jesteś jedną z bardzo niewielkiej liczby osób, które się o to zapytały. Bardzo nieliczne grono wyczuwa prawdziwy jej smak. Zapewne piłaś ją w dzieciństwie, twoi rodzice przywieźli mi ją ze Sri Lanki, gdy jeszcze tam mieszkali, ciągle przysyłali mi różne herbaty. Miałaś wspaniałą familię.
- Dziękuję - ukroiła sobie kawałek ciasta, po czym gmerała trochę w nim widelcem zanim go zjadła.
- Przechodząc do meritum. Musisz wybrać sobie kierunek studiów, wybrałaś już coś ? Może mam Ci jakoś doradzić ? - zapytał i odchylił się na fotelu zajadając się ciastem.
- Z chęcią przyjmę pańską pomoc, tylko że ja już zdecydowałam się na dziennikarstwo. Nie miałby, profesor przeciwko, gdyby poprosiła, by połączyć ten kierunek z innym ? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście, że nie, choć to zależy jakiż to kierunek - uśmiechnął się. - Twoi rodzice zawsze wiedzieli czego chcą, ale Ty jesteś inna. Dostrzec mogę niepokój i wahanie w twoich oczach. Jesteś pewna, że tego chcesz ?
- Chcę, ale ciągle myślę o czymś innym. Lubię pisać, ale nie lubię podróżować, lubię także język francuski, ale nie mogłabym tam wyjechać, chyba, że miałabym tam zamieszkać na stałe - westchnęła bezradnie.
- Mogę zaoferować, także wydział dziennikarski w Paryżu, jeżeli tylko byś tego pragnęła. Zaoferujemy Ci mieszkanie i stypendium - wzruszył ramionami i napił się herbaty.
- Nie wiem, co powiedzieć - zamilkła i przełknęła ślinę, po czym spuściła wzrok na ziemię.
- Może "tak" wystarczy ? - spytał i przysunął się do biurka, zaczął przeglądać książki po okładkach. - Zanim postanowisz, przeczytaj tę książkę... - znalazł odpowiednią pozycję i jej podał.
Dziewczyna przeczytała tytuł Now Is Good. Znała tę książkę, widywała jej grzbiet w pokoju rodziców.
- Gdy twój tata przyszedł tu po raz pierwszy, także mu ją dałem. Moim zdaniem, teraz jest dobrze i to teraz musisz podjąć kroki, by spojrzeć w przyszłość. Do Ciebie należy czas i jego zagospodarowanie - ona wstała z miejsca, uścisnęli sobie dłoń.
- Przyjdę jak ją przeczytam i dam panu znać, czego chcę od życia - powiedziała, zamykając drzwi.
Ostatni raz jeszcze spojrzała na starszego pana, stojącego za biurkiem. Dobry człowiek. Jego błękitne oczy, za małymi okularami połówkami, wydawały się lśnić. Nie był chudziutki, choć miał trochę ciała. Jego siwa czupryna dodawała mu wyniosłości. Miał na sobie ciemnozielony garnitur, białą koszulę i bordową muszkę. Skinęła po raz ostatni i zamknęła drzwi. Włożyła książkę do torebki i wróciła do przyjaciółki, która czekała w holu. Amelie patrząc na jej minę wiedziała, że nie może o nic zapytać. Wiedziała, że będzie musiała o czymś decydować. Wiedziała też, że Aria będzie jej najbardziej teraz potrzebowała.
Dziewczyna nie miała najmniejszego zamiaru jechać do domu, chciała pomyśleć, wyciszyć się. Poprosiła o to, by mogła sama poprowadzić auto. Usiadła za kierownicą. Odetchnęła głęboko i, gdy tylko włączyła silnik, wiedziała gdzie pojedzie. Nie zastanawiała się długo nad tą decyzją, po prostu czuła gdzie będzie jej dobrze. Zignorowała także pytania, która po półgodzinie za miastem zorientowała się, że nie jadą wcale  do domu.
Ponad sto trzydzieści kilometrów od bezpiecznego Londynu, zatrzymała auto zaraz na końcu drogi. Była tam tylko polna droga, kamienna ławeczka i widok rozprzestrzeniający się na północne morze z klifów nad Dover. Wyszła z auta zostawiając w nim wszystko. Stanęła zaraz nad osuwiskiem klifu, milimetry dzieliły ją od czystej przestrzeni między lądem, powietrzem, a wodą. Jej palce delikatnie wystawały nad klifem. Czuła bryzę morską, która delikatnie na nią padała. Malutkie, słone, kropelki wraz z wiatrem przytulały się do jej twarzy. Aria usiadła na ziemi i ściągnęła buty. Patrzyła tak daleko, patrzyła bądź co bądź na Francję. Zastanawiała się, co robić. Nie miała nic w głowie, prócz szumu fal, odbijających się o podnóże skał w dole. Wystawiła bose stopy za krawędź, było jej tak przyjemnie, miała ochotę skoczyć, zanurzyć się w lodowatej wodzie. Nie czuła zimna, które dochodziło do każdej jej komórki w ciele. Nie zdawała nawet sobie sprawy, że jest temperatura poniżej zera. Chciała się zsunąć ze szmaragdowej trawy, wprost w otchłań morza. Tego błękitnego, spokojnego morza. Nie obchodziły ją konsekwencje, ani to, że roztrzaska sobie głowę na milion kawałków, a z jej ciała nic nie zostanie. Chciała być wolna, potrafić decydować za siebie. Co chwilę przysuwała się bliżej końcowi skały. Jej ręce pomimo, że drżały z zimna i strachu pomagały jej trzymać się końcówkami palców za ziemię.
- Co Ty robisz... - westchnęła Amelie i otuliła ją kocem.
Pomogła jej wstać i odeszły od krańca parę metrów, by usiąść na ławce. Przytuliła się do niej, jak w dzieciństwie robiła to do mamy, gdy coś nabroiła.
- Wiem, że nie jest Ci łatwo, ale to Ty musisz podjąć decyzję, nikt inny. Może teraz wydaję Ci się to głupie, bo sądzisz, że nie jesteś gotowa, ale gdy już ją podejmiesz to będziesz wiedziała, że zrobiłaś dobrze - Amelie  głaskała ją po włosach, czuła jak łzy dziewczyny powoli skapują z brody na jej uda, po chwili ciszy i lekkim dojściu do siebie, Moore mogła coś w końcu powiedzieć.
- ...Dziekan zaproponował mi studia w Paryżu, mieszkanie i stypendium - wyszeptała, ale nie zmieniła pozycji.
- Czyś Ty oszalała?! - wyrwało się drugiej, po czym ściszyła głos, gdy Aria lekko się uśmiechnęła. - Dostałaś szansę jedną na milion i nie chcesz z niej skorzystać? Znaczy ja rozumiem, bo ciężko jest zostawić tak wspaniałą przyjaciółkę jak ja, ewentualnie pracę, mieszkanie, Andy'iego i Jo - starała się ją pocieszyć.
- Wiem, tylko, że co jeżeli po pięciu latach, wcale nie będę chciała wrócić? No i już nie wrócę tutaj, nie będę miała domu, was... Po co na to wszystko pracowała, skoro mam wyjechać? - zapytała łamiąc się.
- To jest twoje życie, nie możesz zmieniać decyzji, bo my czy coś. Po prostu zrób to, co chcesz zrobić, o czym zawsze marzyłaś, co pozwala Ci spełniać marzenia. Jeżeli wyjedziesz będę Cię wspierać jak tylko będę potrafiła, a cała reszta sama przyjdzie. Tylko błagam, nie wyjeżdżaj, bo "musisz" czy chcesz uciec, staw wszystkiemu czoła, jak kiedyś, pamiętasz? W końcu to przez Ciebie mam ten tatuaż - podciągnęła rękaw, wskazując na małą pomarańczową łapkę na wewnętrznej stronie zgięcia łokcia. - To Ty kazałaś mi się odważyć, nawalić się i iść przez życie.

Niall zapukał do drzwi apartamentu we wschodniej części Londynu, na samym szczycie wieżowca przy River Street. Był trochę poruszony, może nawet i zdenerwowany. Zapukał raz jeszcze, niecierpliwił się. Drzwi otworzyła mu zgrabna brunetka, o niesamowitych brązowo-zielonych oczach, z jednej strony wydawały się miodowe, lecz przelane szmaragdem. Miała równo podcięte włosy do ramion i prostą grzywkę, była parę centymetrów niższa od Horan'a, choć wydawała się bardzo krucha i mała. Miała szeroki uśmiech, a jej oczy wręcz pomagały mu lśnić.
- W czym mogę pomóc? - zapytała i wpuściła go do środka mieszkania.
- Cześć, Amy, jest może Ed u Ciebie? Nie mogę go znaleźć, a wiem, że lubi wpadać do Ciebie - uśmiechnął się zakłopotany.
- Jest, siedzi na balkonie i je kolację. Czasem czuję się bardziej jak matka, niż koleżanka - zamknęła za nim drzwi i zaprowadziła go na balkon, po czym zostawiła ich samych.
Niall usiadł na drewnianym leżaku obok wokalisty. Widok stąd był może nie tak zjawiskowy jak z London Eye, ale zapierał dech w piersiach. Oboje patrzyli się na panoramę Londynu z przedmieść nic nie mówiąc, jakby bali się, co drugi powie.
- Dobra, mów. Wiem, że nie odwiedzasz Amy i mnie, tylko dlatego, bo się za mną stęskniłeś - powiedział spokojnie Ed, wiedząc o co mu chodzi.
- Przepraszam za całą akcję z Arią, nie chciałem, by to tak wyglądało. Naprawdę jest mi głupio i chcę przeprosić, jeżeli chcesz mnie zbić to bij. Zachowałem się jak cham, zasłużyłem na to. Jeżeli lubisz ją, a ona Ciebie i dobrze wam ze sobą, to ja mogę urwać z nią kontakt, żebyś sobie nic nie pomyślał. Jesteśmy kumplami, a to tylko dziewczyna, prawda? - powiedział Niall i patrzył na niego, wypowiadając każde słowo, które mu przyszło do głowy.
- Nie jestem za tym, byście byli razem, mówię to otwarcie, bo mi na niej zależy, bo ona jest wyjątkowa. Nie mówię tego, bo nie przepadam za Tobą, albo się mszczę, ale po prostu nie uważam, iż byś dla niej, ale... - oczy chłopaka zamigotały, gdy słyszały to słowo. - Ona uświadomiła mi, że Amy to, chyba, ta jedyna. Pokazała mi, co to znaczy kochać, gdy patrzyłem w jej oczy widziałem uczucie, którym nie darzyła mnie w ani jednym gramie, lecz kogoś innego. To samo widzę u Amy, za każdym moim szczeniackim wybrykiem, ona zawsze patrzy tak samo, jej miłość do mnie jest taka sama, po prostu bezwarunkowo mnie kocha. Aria nie jest dla mnie i to mogę powiedzieć z ręką na sercu, ale nie chcę byś zrobił jej krzywdę, cokolwiek by się miało stać, jasne? - powiedział Sheeran beznamiętnie.
- Znasz mnie, nie zrobię nic głupszego niż Styles - powiedział, starając się ukryć swoje podekscytowanie. - Masz moją gitarę, że Aria nigdy nie zapłacze przeze mnie - wstał z leżaka i wchodził już z powrotem do drzwi z szerokim uśmiechem, gdy rudzielec powiedział ciszej:
- Gdy tylko zobaczę, że jest smutna, twoja gitara zostanie rozbita na milion kawałków, a twoja twarzyczka nie będzie już taka piękna, jeden niewłaściwy ruch, Niall. Obiecuję Ci to - po czym zamilknął i dał wyjść Irlandczykowi z mieszkania.
Horan pożegnał się z Amy i wyszedł pospiesznie.



____________________________________________________________________________


Ubiór Arii :


___________________________________________________________________________

Dobra, dodaję teraz z tygodniową przerwą, enjoy, my little birds xx
Love,
Aria Jones.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Każdy jest pisany tak bardzo dobrze, zachwyca mnie.
    Zawsze czekam na nowy rozdział z niecierpliwością i jest kolejny! :D
    Świetna robota.
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaa kocham, kocham, kocham ! jak dobrze, że Ed dał sobie spokój z Arią i znalazł swoją miłość. Teraz Niall może wstąpić do akcji ahhhhh <333333
    Kocham twoje opowiadania! Nie mogę się doczekać następnego ! :)
    kiedy masz zamiar wstawić następny rozdział? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. każdy rozdział wyjątkowy! Szkoda, że tak późno i krótko! Ale czekam na NN i rozwój wydarzeń pomiędzy Niall'em i Arią :3

    OdpowiedzUsuń
  4. No heeeeej! Trochę nawaliłam, bo zaniedbałam jakiekolwiek czytanie opowiadań, ale wróciłam (niestety, jak na razie, nie na długo) i cieszyłam się jak dziecko widząc nowy rozdział na Be Irish :D (swoją drogą na Sherlock też, zaraz lecę czytać!) Potrzebuję więcej wolnego! :D Dużo się nie dzieje w 13, ale pod koniec wyobraziłam sobie starcie Niall vs Ed i mimo, że całym sercem kocham rudzielca, to kibicuję Niallerowi ;D Btw. Jakieś plany na majówkę? Jak mija Ci długi weekend? ;) Hugs xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster Awards.
    wszystkie informacje:
    http://scamp-fanfiction.blogspot.com/p/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero znalazłam tego bloga a już zakochałam się w tym opowiadaniu:) Miałam chwile wolnego czasu ( dokładnie całą noc) więc przeczytałam wszystkie 13 rozdziałów na raz:P Co do rozdziału, podoba mi się jak przedstawiłaś Nilla i dobrze że Ed w końcu odpuścił. Mam nadzieję że Ani ułoży się z Nillem:) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!:)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny - L.B. :)

    Jeśli masz chwilę to bardzo serdecznie zapraszam do mnie:)
    http://maly-motyl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak ten tego.. Kiedy Next ? :((

    OdpowiedzUsuń