piątek, 21 grudnia 2012

4th Chapter

Siedzieli sobie na ławce przed jej przyszłym mieszkaniem przy 3 Albert Embankment. Patrzyli na wysoki budynek popijając kawą z papierowego kubka - Westminister Tower.
- Ładny dom - uśmiechnął się i wyprostował. - Przynajmniej z zewnątrz tak wygląda.
- W środku także jest ładny - odpowiedziała i dopiła kawę, po czym wyrzuciła pusty do kubła na śmieci obok ławki. - Wiesz... - zaczęła niepewnie. - To na czole to zwykłe draśnięcie, Andy się bił...
- Andy Cię pobił ?! - wykrzyknął.
- Daj mi skończyć, albo nic Ci nie powiem - powiedziała cicho. - I weszłam między nich i chciałam odciągnąć Andy'iego... Nie dawało to skutku. Pociągnęłam tego drugiego i on mnie uderzył, a ja upadłam na kant. W sumie to tylko mam parę siniaków, jeszcze dzisiaj ma mi się zrobić zielonkawo-fioletowy siniaczek dookoła.
- Kobiety... Zawsze się pchają tam, gdzie nie trzeba. Mogłaś trochę bardziej uważać - powiedział troskliwie.
- Dzięki za troskę - prychnęła.
- Kiedy zaczynasz studia ? - spytał mimowolnie.
- W wiosennym semestrze, jakoś na luty/marzec. Będę musiała się najpierw udać się do dziekana.
- To co w końcu ?
- Dziennikarstwo i filologię francuską, albo po prostu będę uczyć się francuskiego. Zależy od odgórnych władz, chociaż francuski już opanowałam na C2, więc normalnie mówię - wzruszyła ramionami.
- To tylko dziennikarstwo, normalnie dawaj korki dzieciakom  z francuskiego - zaproponował.
- Jeszcze zobaczymy.
- Wpadniesz do nas na imprezę bożonarodzeniową ? - wypalił nagle.
- Nie wiem, a kiedy jest ?
- W ten piątek, 7 grudnia. Będą wszyscy kto będzie w Londynie i sławny. Ed chciał, byśmy Cię zaprosili.
- Ed chciał, czy Ty ? - zapytała sądząc, iż to tania wymówka.
- Oboje - uśmiechnął się szarmancko i wstał z ławki.
- Dziękuję za szczerość - zaśmiała się i także wstała. - Chyba będę już iść do domu, Jo się będzie martwić.
- Od kiedy taka kobieta jak ona się będzie martwić o taką zaradną dziewczynę jak Ty ? - zapytał retorycznie.
Na dworze zrobiło się już ciemno. Gwiazdy migotały na granatowym niebie, a śnieg skrzypiał przy ich każdym ruchu.
- Poznasz resztę One Direction, co ? - zachęcał ją i stanęli przy drodze, by złapać taksówkę.
- Przyniosę Ci tylko wstyd, lepiej nie - uśmiechnęła się i schowała ręce do kieszeni kurtki.
- Będzie dobrze, daj spokój. W końcu skoro widujesz się z Edem to czemu nie poznasz naszego otoczenia. Wiesz, taka wprawka przed imprezą bożonarodzeniową, no wiesz, chciałbym byś poznała kogoś bardziej popularnego jak Ellie Goulding, czy Tulisę, a nawet Cheryl Cole, ale ich mam najbliżej, a pora już nie za wczesna - zaśmiał się i pomachał do czarnej taksówki.
Wsiedli. Kazał taksówkarzowi zawieść ich 19 Prince Of Wales Terrace. Kolejny fakt, jest to ogromny budynek, wyglądający z wierzchu jak zwykły blok, no może nie, wyglądający bardziej jak hotel. Trzy piętrowy budynek w szeregówce z dwoma kolumienkami i schodkami przy wejściu. Chłopcy mieli kupiony cały dom nr 19. Chociaż były to trzy lofty. Gdy stanęli pod ich domem wysiedli płacąc na pół za taksówkę. Jej oczom ukazała się biało malowana szeregówka domów. Wyglądały bardzo drogo (takie były). Miały trzy piętra wysokości, nie licząc parteru, a na drugim duży o czarnym metalowym płocie balkon. Domy były cudowne i wystawne. Nic dziwnego, że oni tu mieszkali. Wbiegli po marmurowych schodkach. Harry otworzył drzwi kluczami. Znaleźli się w ciemno-zielonym, ciasnym korytarzu. Szła za nim. Na końcu korytarzyka była winda i drzwi z napisem Nie wchodź, bo nie masz wystarczającego talentu. Styles spojrzał na nią i po jej minie wywnioskował o co jej chodzi.
- To nasze studio nagraniowe, takie małe. Jak się nam nie chcę jeździć do studia głównego to tu nagrywamy niektóre partie - uśmiechnął się.
Nacisnął czerwony guzik windy, która zjechała. Była obszerna, taka jakie są w hurtowniach, by się cały towar pomieścił. Miała także typowe dla loftów, śmieszne zakładane z góry drzwi chroniące przed wypadnięciem. Winda miała znacznie cieplejszy kolor, bardziej pistacjowy. Wjechali na pierwsze piętro. W porównaniu do parteru, gdzie był ogromny jak nie większy. Był to przestronny salon, było parę kanap, puf, telewizor, stół do stołowego tenisa i parę innych gadżetów oraz drzwi do łazienki. Wjechali wyżej. Była tam jadalnia, także niemała, przestrzenna kuchnia i kolejna łazienka. Harry powiedział, że na ostatnim piętrze były  ich sypialnie. Widząc Liama i Louisa grającego w papierowy futbol przy stole wyszedł ciągnąc ją za ramię za sobą.
- Chłopcy - chrząknął, a oni niechętnie oderwali się od gry i spojrzeli na nich.
Liam, gdy tylko zobaczył zniechęconą dziewczynę natychmiastowo wstał, a Louis się roześmiał głośno. Oboje bez słowa ją przytulili na powitanie.
- To jest Aria, Aria to Lou i Liam - przedstawił ich sobie. - Aria jest zaproszona na imprezę, Ed ją ze mną poznał.
- To jest ta-ta-ta...? - zaczął chłopak z Doncaster, ale na spojrzenie Stylesa zamilknął.
- A ja myślałem, że mam jakieś szansę - zniechęcił się Payne i zrobił skwaszoną minę.
Tomlinson podśmiewał się pod nosem, bo jego przyjaciel nieustannie poszukiwał dziewczyny. Jakby to miało zmienić to, że Danielle z nim zerwała, bo był dziecinny. Był, bo to dalej dzieciak, a ona chciała czegoś dorosłego. Kochali się, kochają, ale ten związek nie miał przyszłości w jego wypadku. On spełniał marzenia dzieciaka, a ona stawała się coraz bardziej dorosła.
- To, że znam Eda od razu stawia Cię niżej ? - zapytała roześmiana, a Louis przybij jej piątkę.
- Ładnie operujesz przy nim, ale i tak oboje wiemy, że nikt nie ma szans przy Rudzielcu - odpowiedział Lou.
- Co prawda to prawda. On jest cudowny - powiedział poważny Harry.
- Gej ? - spytał podrażniony dalej Liam, bo nabijali się z niego wraz z nową znajomą.
- Ha ha - odpowiedział poirytowany Styles. - Dorósłbyś. Daj kurtkę - powiedział grzecznie do Ars.
Ściągnęła całe ocieplenie z siebie. Usiedli przy stole, a Harold poszedł powiesić ich ubranie.
- Czemu jestem "ta-ta-ta" ? - zapytała przyjemnie.
- Wiesz jak jest, Harry mówił o dziewczynie, z której można czytać jak z książki - mówił chłopak, któremu uśmiech z twarzy nie schodził.
- Dziwnie słyszeć, że jestem na ustach takich chłopaków - powiedziała spokojnie i podparła pięty podkulając kolana pod brodę.
- Niby jakich ? - zapytał obojętnie Liam.
- No takich... znanych na całym świecie ? - wyśmiała go.
- Ja się tam tym nie przejmuję, zresztą tak nie jest. Nie każdy zna nas - powiedział Lou.
- O czym tak gadacie ? - spytał Harry i wrócił do stołu.
- O niczym - powiedział znudzony Li.
- To sobie idź - prychnął Styles.
- Nie, bo Aria jest... - nie potrafił powiedzieć, nie był na tyle śmiały. - Wiesz o co mi chodzi.
- Jemu chodzi o to, iż jesteś dziewczyną o niesamowicie pięknej urodzie - sprostował elegancko Harry.
- Dziękuję, mimo to, że nie potrafił tego powiedzieć - zachichotała. - Takie pytanie, czy potrafisz mieć poważną minę ? - spytała Tomlinsona.
- Chyba nie, kiedy jestem w towarzystwie tak uroczej panny - ponownie się wyszczerzył.
- Liam ? - poprosił go Harry, by wrócił do żywych.
- Mhmm... ?
- Zrób nam herbatę i posiedzimy przy kominku - zaproponował.
Chłopak poszedł do kuchni. Ich trójka poszli w kąt jadalni, gdzie był wesoło trzaskający szklany kominek. Usiedli przy nim i patrzyli się przez moment w ogień w milczeniu. Tą ciszę przerwał Liam niosący gorącą herbatę pogwizdując pod nosem. Wszędzie niósł się waniliowy zapach gorącej cieczy. Podał każdemu po kubku.
- Harry pomożesz mi w kuchni jeszcze ? Chciałem zrobić jakieś jedzenie - spytał Payne i pomógł mu wstać.
Chłopcy cofnęli się do kuchni.
- On mówił - zaczął Lou. - W sensie Harry... W każdym razie, że straciłaś rodziców i... - najdziwniejsze było to, że pomimo tak raczej, przeważnie smutnej informacji miał uśmiech na twarzy, starał się go zmienić, ale mu nie wychodziło. - Przykro mi...
- Spoko - wzruszyła ramiona, nie chciała by każdy myślał o niej jako o dziewczynie bez rodziców.
- Aria, ale mi chodzi o to, czy wszystko w porządku ?
- Tak, pewnie. Wszystko jest dobrze - żachnęła się.
- Widać, że nie. Mów, nikomu nie powiem. Podobno lepiej się zwierza nieznajomym niż przyjaciołom - poklepał ją po kolanie.
- Nic, po prostu jakoś... Bo wiesz... Gadacie, że tam coś z Edem, a Liam już sobie coś roił. Ja taka nie jestem - powiedziała sztywno, była lekko skwaszona.
- Lubisz dziewczyny ? - zaśmiał się.
- Nie o to chodzi, ale lesbijką nie jestem. Ja nie chcę mieć chłopaka, raczej nie jestem na takie głupoty gotowa. Nie chcę sobie tym zawracać głowy, chyba związki nie są dla mnie - spięła usta.
- W takim sensie... Okej, to już bardziej zrozumiałe. Spotkaliście się tak po za tym po koncercie ? - uśmiechnął się i odgarnął grzywkę z oczu.
- Nie, nie pisał do mnie, chociaż nie patrzyłam - stwierdziła i wyciągnęła telefon.
Były trzy nieprzeczytane wiadomości. Jedna była od Andrew "Kiedy będziesz w domu, martwię się". Druga była od Mike'a "Mogłaś mi powiedzieć, że idziesz do niego..", a ostatnia od wilka o którym była mowa "Mam nadzieję, że Harry się z tobą widział, bo bez Ciebie nie idę na imprezę :)". Pokazała mu sms-a od Eda.
- Przynajmniej się tobą przejmuje - pocieszył się myślą, że jemu na niej choć trochę zależy.
- Wiem, tym bardziej ciężej będzie mi go zranić, czy coś. A teraz wybacz, muszę zadzwonić - wstała i poszła w kąt pokoju.
Stanęła tuż przy windzie i wybrała numer opiekuna.
- Cześć Andy - zaczęła, bo odebrał zaraz po pierwszym sygnale, musiał czekać na jej telefon.
- Gdzie jesteś ? - spytał podenerwowany.
- U znajomych - odpowiedziała, ale wiedziała, że ta odpowiedź nie wystarczy.
- Aria... - już miał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. - Kiedy i gdzie mam po Ciebie przyjechać ?
- Na Prince Of Wales Terrace 19, możesz nawet i zaraz - powiedziała wkurzona, bo niepotrzebnie się o nią martwi.
- Dziękuję, zaraz będę, bo już jadę - powiedział poważnie, ale kamień spadł mu z serca.
- Prowadzisz i rozmawiasz ? - uniosła głos.
- Tak, wychodź już, pa - rozłączył się.
Aria wróciła się do Louisa. Powiedziała, że będzie musiała już iść. Przytuliła go i poszła do kuchni. Pożegnała się z chłopcami. Harry nalegał, by ją odprowadzić, ale zaczął się kłócić z Liamem o to, więc przeprosiła ich i sama wzięła sobie ubranie z wieszaka. Ubrała się w windzie. Gdy winda otwierała drzwi, Andy już się do niej dobijał, więc odebrała i przyspieszyła kroku. W przejściu wpadła na Zayna, który coś niegrzecznie odpowiedział, ale ona go zignorowała i wybiegła na dwór. Wsiadła pospiesznie do auta przy okazji rozłączając się z wujkiem. Dopiero po chwili zrozumiała, że wpadła na czwartego członka One Direction. Teraz to już mało ją obchodziło. Co on w ogóle sobie myślał mówiąc do niej "Mam Ci zapłacić za przeszczep oczu?!". Trochę szacunku.
- Kto tu mieszka ? - zapytał Andy, gdy ruszyli.
- One Direction, ale przecież nie kojarzysz tak złej muzyki - uśmiechnęła się.
- Znam ich, jeden z nich jest naszym honorowym gościem, chociaż nigdy go tam nie było. Ten Irlandczyk, Horan chyba - powiedział spokojnie.
- To trzeba go wykreślić z listy, skoro nigdy nie przyszedł - prychnęła.
- Kiedyś przyjdzie, mówię Ci - zaśmiał się.
- Okej, jeżeli do moich urodzin nie przyjdzie dajesz mi... - zastanowiła się chwilę. - Przejechać się Mustangiem samej, wiesz, gdzieś na miasto - rozchmurzyła się, a ryjek zaczął się jej cieszyć.
- Nie, bo mi go rozwalisz ! - zaprotestował.
- Czyli wiesz, że nie przyjdzie - powiedziała prowokująco.
- Dobra, niech będzie. Stoi, mamy zakład - odpowiedział, bo miał już plan w głowie.
- Ale nie dzwonisz do nich, ani nie zapraszasz, ani do niego i takie tam. Sam ma przyjść - powiedziała podenerwowana, bo chyba miał coś w zamian.
- Spoko, luz. Skoro już wiesz, że przegrałaś to jako nagrodę masz mnie wkręcić na plan Top Gear.
- Skąd mam Ci ja wytrzasnąć wejściówkę tam?! - wykpiła go.
- Gdy podpiszesz już, albo podpisałaś papiery na firmę ojca, to bez problemu do nich dotrzesz, a jak się zrzekniesz to najwyżej przez jednego z tych twoich chłoptasi do niego mi dotrzesz. Dobrze wiesz jak mi na nim zależy, w sensie programie.
- Primo to nie zależy ode mnie, czy dostaniesz wejściówkę, secundo skąd wiesz, że tak łatwo przez gazetę jakąkolwiek do nich dotrę, a tertio nie ma żadnych "moich chłoptasi" - oburzyła się zdawkowo.
- Oj zawsze się kończy tak samo-Aria plus chłopak, parę randek i zostaje on ze złamanym sercem, no czasem to przekłada się w rzucanie kamieniami w okna po nocach. Pamiętasz jak wtedy... - ona mu przerwała.
- Tak, tak, tak, jakiś psychiczny chłopak "zakochał się we mnie" - zrobiła palcami sarkastyczny cudzysłów. - A potem rzucał kamieniami do okna, by ze mną porozmawiać...
- Jak on miał na imię ? - zaczął się śmiać Andrew.
- Nick Malonie - powiedziała oschle.
- Rozchmurz się, było śmiesznie, gdy spadł z rynny, bo była śliska, a był już w połowie drogi do twojego okna - wujek nie mógł się opanować ze śmiechu.
- Bardzo, szczególnie wtedy, gdy musiałam przyjść do niego do szpitala z czekoladkami - prychnęła.
- Mówiłem, że on jest świrem.
- Tylko czemu, gdy akurat był po raz pierwszy u nas ? - powiedziała poirytowana.
Stanęli pod domem. Aria wysiadła z auta. Trzymała telefon w dłoni ciągle myśląc o sms-ie od Mike'a. Weszła do domu, Andrew zaraz za nią. Przywitała się z Jo uśmiechem i wbiegła do pokoju. Ściągnęła kurtkę. Dopiero teraz zauważyła, że zostawiła komin u chłopców. Stwierdziła, że najwyżej sobie kupi nowy, nie wróci tam. Wyszła na idiotkę przed Mike'iem. Rzuciła kurtkę na krzesło, a sama padła na łóżko. Po paru nieudanych próbach napisania sms-a do przyjaciela w końcu nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Mike, o co Ci chodzi ? - zapytała, chociaż wiedziała, że to kiepski początek rozmowy.
- Jak nie chcesz ze mną rozmawiać to lepiej się rozłącz - powiedział spokojnie, był podrażniony.
- Chcę, spotkaj się ze mną, bo ja już nic nie rozumiem. Kiedy masz czas ? - zapytała błagalnie.
- Teraz, wyjdź przed dom, przejdziemy się - rzucił.
- Andy mnie nie wypuści, jest prawie północ - zmartwiła się.
- To się kiedyś tam widzimy...
- Już wychodzę, wyjdź po mnie, zaraz wyjdę - powiedziała szybko i się rozłączyła, jej myśli już biegły swoim tempem.
Chwilę siedziała na łóżku. W końcu zamknęła pokój na klucz i zarzuciła na siebie płaszcz. Otworzyła okno. Było ono na ulicę, więc nikt by jej nie zobaczył z domu. Stanęła na parapet. Zamknęła oczy, bo była na drugim piętrze, a roboty na wysokości nie były jej mocną stroną. Złapała się rynny i zsunęła parę centymetrów, gdy poczuła stopą drewniany płotek, po którym pięły się białe róże chwyciła się go stopami, a następnie dłońmi. Zeszła po nim na ziemię. Mike stał przed nią i patrzył roześmiany, bo wyglądało to komicznie. Dziewczyna po prostu chwytała się wszystkiego, gdy tylko traciła równowagę. Zeskoczyła na ziemię. Obróciła się i zobaczyła go. Stał z rękami w kieszeniach. Miał różowy nos i czerwoną czapkę, której koniec śmiesznie zwisał mu z tyłu głowy. Uśmiechnął się do niej słabo, bo ona był napełniona dumą dzięki pomysłowi zejścia przez okno. Gdy przypomniała sobie, czemu to zrobiła dmuchnęła powietrzem do góry z ust, które podwiało kosmyki grzywki, które powoli wypinały się. Podeszła do niego. Szli chodnikiem patrząc w gwiazdy jak to mieli w zwyczaju, gdy razem wychodzili gdzieś. Zawsze z głową zadartą ku niebu. Po chwili milczenia w końcu ona zaczęła.
- Czemu jesteś zły o to, że wyszłam po to by z nim porozmawiać ? - zapytała niepewnie.
- Przecież nie jesteś głupia, kiedy zaprasza się dziewczynę na randkę to raczej się ją lubi i to bardziej niż jak koleżankę - powiedział poirytowany, ale nie spojrzeli na siebie ani przez sekundę.
- Wiem to i ? - nie zrozumiała go.
- Chodzi mi o to, że kazałaś go wyrzucić i się na niego wściekłaś, a potem pobiegłaś błagać go o wybaczenie, bo w końcu to słynny Harry Styles ! - prychnął i stanął w miejscu.
Patrzył jej w oczy, był wściekły. Lubił ją i starał się, by wrócić stare uczucie odkąd ona przyjechała do Londynu, a jakiś Harry Styles wystarczy, że pstryknie, a ona jest jego.
- Nieprawda ! - oburzyła się. - Zrobiłabym tak do każdego, gdybym wyskoczyła na kogoś ! To, że to jakaś gwiazdka nie znaczy, że już wskakuję mu do łóżka...
- A tak to wyglądało - odpowiedział i uśmiechnął się sarkastycznie.
- Tylko dla Ciebie. Uroiło Ci się coś. Tylko gdybym na Ciebie tak wyskoczyła to nie pozwoliłabym Ci nawet wyjść, bo byś nie zdążył, bo już bym przepraszała, ale masz rację jakiś tam Harry jest ważniejszy dla mnie, prawda ? - wkurzyła się i obróciła na pięcie, szła w kierunku domu.
Mike podbiegł do niej i ją obrócił. Patrzyli sobie w oczy, były pełne bólu i łez.
- Wiesz, że to nie może istnieć - powiedziała cicho, a on rozgoryczony przytulił ją do swojej piersi.
- Wiem, dlatego mnie denerwuje to jak traktujesz innych, bo mi nie dałaś szansy, by się poprawić... - szepnął.
- Bo ta reszta dla mnie nie istnieje, czy to jakiś Styles, czy inny chłopak. Dałam Ci szansę wtedy i odszedłeś... - odpowiedziała, ale nie chciała kończyć, bo było to dawno temu.
Zginęli wtedy jej rodzice i ich drogi się rozeszły. Ona nie potrafiła o nikim innym myśleć jak o nich. On nie chciał jej być ciężarem. Zostawił ją. Widział jak cierpi, nie chciał na to patrzeć, stchórzył. Gdy tylko stuknęła mu osiemnastka wyjechał do Anglii, by nie patrzeć na nią i jej cierpienie.

_________________________________________________________________________

Linki do prawdziwych miejsc i ich wyglądu :


1. Westminister Tower



2. 19 Prince Of Wales Terrace.




____________________________________________________________________

Dzięki za daną ilość komentarzy. Przepraszam, że nie dodałam wcześniej rozdziału. Byłam wam to winna. Także gramy dalej w dziwną-komentarzową zabawę. Mam nadzieję, że się dalej będziecie starać jak się staraliście wcześniej. Mam nadzieję, że zdążę ogarnąć wszystko u siebie i będę już cała wasza.

Love, 
Aria Jones.


8 Comments = 5th Chapter



PS. Nigdy za prosto nie będzie, za bardzo się postaraliście w poprzednim.

9 komentarzy:

  1. boski ! Oby było o Horanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny rozdział. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo, wzmianka o Niallerku jest moim kochanym <3.
    Jak zawsze megaaa! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Woooow..... Cudny !

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne ! Piszesz cudownie, nie można się oderwać. Nie mogę się doczekać już kiedy następny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku super genialna jestes,kobietio :**

    OdpowiedzUsuń