czwartek, 6 grudnia 2012

2nd Chapter

- Nie mogłeś po prostu wsiąść do auta i pojechać ? - spytała błagalnie, ciężko było jej to przyznać, ale nie chciała nikogo w jej domu, którego jej najbliższa rodzina miała za przyjaciół.
- Miałoby mnie ominąć coś tak fajnego, jak irlandzka parapetówka ? - zachichotał i napił się alkoholu, a ona usiadła na siedzeniu przy biurku.
- Jesteś okropny, wyciągasz wszystko o mnie z patrząc na mnie, potem przeprowadzasz jakiś wywiad i wpraszasz mi się do domu... - oburzyła się lekko, ale nie była wybuchowa, wszystko zawsze trzymała w sobie.
- Dlatego dziewczyny na mnie lecą - poruszał zabawnie brwiami. - Do której tak będziecie balować ?
- Pewnie jeszcze trzy godzinki, bo przyjaciel rodziny, Philip dopiero przyszedł, a to on rozkręca te imprezy. Pewnie zaraz będą grać w Dance Dance Revolution, a potem w Sing Star. Śmiesznie to wygląda jak zgraja pijanych trzydziestolatków śpiewa do mikrofonu. Chociaż, gdy wpadają czasem dzieciaki to jest miło, przynajmniej nie siedzę sama - uśmiechnęła się.
- Zastanawiam się, czy mojemu irlandzkiemu przyjacielowi nie spodobałoby się takie powrócenie na chwilę do Irlandii - zamyślił się, a ona rzuciła w niego długopisem.
- Nawet nie myś, że sprowadzisz tutaj kogokolwiek, ja miałam Cię już wypraszać, takie rzeczy zostają w rodzinie, nie powinno Cię tu być - powiedziała piskliwie, nie chciała tu nikogo więcej.
Usłyszała pukanie do drzwi. 
- Zapraszam - powiedziała serdecznie, zmieniając ton natychmiastowo.
Do sypialni weszło troje ludzi. Dwoje chłopców i dziewczyna. Było tam rodzeństwo, starzy znajomi. Wyprowadzili z Irlandii prawie dwa lata temu. Ich ojciec stracił pracę i musieli się tu przeprowadził. To właśnie z tą dziewczyną zrobiła sobie tatuaż na szesnaste urodziny. Drugi chłopiec także starą, jak i bolesną znajomością. Jej pierwsza miłość. Nigdy o nim nie zapomniała, ale to on ją zostawił, wyjechał. Dobrze się rozumieli, był bardzo miły i towarzyski. Każdy z nich był zupełnie inny zaczynając od wyglądu kończąc na charakterze. Harry wstał i wyciągnął dłoń do wysokiego bruneta o ciemniejszej karnacji, błękitnych oczach.
- Jestem Blake Beckett - uśmiechnął się i dopiero teraz Harry zauważył bliznę, która szła do ucha do kącika warg, była prawie niewidoczna, to z powodu lat, lecz wystarczyło się przyjrzeć. - Zbłądziłeś? Bo w końcu nie jesteś ani z Eire, czy nie przyjaźnisz się z Koniczynką, o ile mi wiadomo - uśmiechnął się, po czym dostał kuksańca w żebro za przezwisko od przyjaciółki.
- Odwoziłem ją do domu, bo znajomy mnie poprosił i dostałem zaproszenie, także nie potrafiłem odmówić - odpowiedział serdecznie.
Potem podszedł do blondyna o śniadej cerze i także przejrzystych, błękitnych oczach.
- Ja jestem Mike - podał mu rękę drugi chłopak.
Teraz została siostra Blake'a. Wysoka jak brat, lecz niepodobna, miała czarne włosy i pełno mocno skręcanych loczków, do tego jej cera była nijaka, ani jasna, ani ciemna. Tylko jej oczy miały jakikolwiek wyraz były brązowe, ale bardziej przypominały kolor piwa, wręcz miodu.
- Jestem Amelie - powiedziała zakłopotana dziewczyna.
- Miło poznać, widzę, że to nie czas na moją wizytę, lepiej pójdę - powiedział Harry i chwycił za klamkę.
Aria skinęła przyjaciołom i poszła go odprowadzić. Goście w salonie już grali w taneczną grę. Gdy zobaczyli, że chłopak wychodzi zaczęli mu machać i krzyczeć coś o pożegnaniach, czy szczęściu. Dziewczyna wyszła z domu bez kurtki. Podeszła do auta. Patrzyła jak wsiada.
- Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy - uśmiechnął się szarmancko na pożegnanie i odjechał.

Nastolatka biegiem wróciła do swojego pokoju. Jej dobrzy znajomi już plotkowali i mieli teorię na temat ich spotkania. Wbiegła zmarznięta do sypialni i rzuciła się na łóżko, na co oni zareagowali śmiechem, bo  zostali poobijani. 
- Było buzi ? - roześmiała się Amelie.
- Wiemy, że nie było, w końcu kto był przylepiony do okna ? - stwierdził Mike i pokiwał głową.
- Zmieńmy temat - powiedziała roześmiana Aria.
- Czemu nam nie powiedziałaś, że macie parapetówkę ? - spytał Blake.
- Mi nawet nie napisała, że jest w Londynie - poskarżyła się Amelie.
- Do mnie nawet nie napisała, Blake po mnie wpadł - wzruszył ramionami Mike.
- Nie chciałam się narzucać, w końcu jestem tu nowa - powiedziała w swojej obronie.
- Daj spokój, nie widzieliśmy się tyle, a Ty marudzisz - stwierdziła poirytowana Amelie.
- Podobno znalazłaś genialną pracę - powiedział Blake, zmieniając temat.
- Najlepszą na świecie - zaśmiał się jej kolega z pracy-Mike.
- Idealną ! W Porterhouse - dodała, ale i tak wszyscy wiedzieli, gdzie pracuje.
- Nie mów ! - cieszyli się znajomi.
- Ale to się nazywają znajomości - prychnęła Amelie.
- Ja też się pochwalę, bo złożyłem podanie o staż do Stylish London . Mam nadzieję, że coś z tego będzie - uśmiechnął się brat Beckett. 
- Taaa... - wyśmiała go siostra. - Szybciej do mnie zadzwonią z British News niż dadzą Ci tę robotę.
- Przynajmniej spełnia marzenia - powiedział Mike, a Aria spojrzała w ścianę, bo czuła jak Amelie i on świdruje ją wzrokiem, więc rzuciła :
- Mnie się nie czepiaj, według ciotki to głupie i dziecinne - podniosła ręce do góry.
- Przestań nazywać ją ciotką. To brzmi dziwnie biorąc pod uwagę jej wiek - poirytował się przyjaciel barman.
- Nie mogę się przestawić, jest po prostu ciotką Jo, chociaż ten przedrostek ją postarza, tu masz rację - zobojętniała Aria.
- W ogóle, coś Ty z włosami zrobiła ? - spytała ją zdziwiona Amelie.
- Bo Andrew mi powiedział, że moje włosy są zbyt irlandzkie, to chciałam je przefarbować, ale nie wyszło i muszę iść do fryzjera, by mi to utlenił - skrzywiła się Koniczynka.
- Słyszycie ? - spytał przerażony Blake i podbiegł do drzwi.
Reszta zrobiła to samo. Wszyscy przyłożyli uszy do drewna. Goście na dole krzyczeli, ale to nie był zwykły krzyk, bardziej na kształt gniewnego okrzyku braku alkoholu. Gdy usłyszeli brzdęk szkła wybiegli z pokoju. Zobaczyli jak dwaj mężczyźni się biją. Najbardziej Aria się wystraszyła, ale trzymała zimną krew, podbiegła do nich, nie zważając na głupie okrzyki reszty "Fight, fight, fight !". Zaczęła ich rozdzielać, bo jednym z nich był bratem jej ojca, a zarazem opiekunem, to wujek Andrew okładał pięściami jakiegoś mężczyznę, którego ona nie znała. Chwyciła za ramię Andy'iego, ale ten ją odepchnął. Nie dała za wygraną, podbiegła do nieznajomego i pociągnęła do tyłu. Ten obrócił się i się jej odwinął. Dostała w twarz, uderzenie było na tyle silne, że obkręciła się i upadła na kant komody w przejściu, chociaż szybko wstała. Adrenalina w niej buzowała, wszyscy na nią patrzyli. Stanęła między mężczyznami.
- Andrew przestań ! - krzyknęła, ktoś wyłączył muzykę, a goście przestali krzyczeć. - Co on Ci zrobił, że go bijesz ?! - dotknęła swojego czoła i poczuła ciepłą krew, miała rozcięty łuk brwiowy, aż do linii włosów.
- On podwalał się do Jo - powiedział rubasznie. 
- Jo, co Ci do głowy strzeliło ? - zapytała kobietę, która stała bezradnie na przedzie tłumu. - Wynoś się, mówię to dla twojego dobra - zwróciła się do faceta, który jej przywalił. - Najlepiej wszyscy już idźcie, impreza skończona - zarządziła Aria.
Otworzyła drzwi na zewnątrz. Pierwszy wyszedł posiniaczony nieznajomy, za nim reszta gości, w tym jej przyjaciele. Teraz została tylko ich trójka. Małżeństwo usiadło na kanapie w salonie, wszystko było zawalone puszkami po piwie, chusteczkami i Bóg wie, czym jeszcze. Nastolatka stanęła nad nimi, by zrobić im wykład.
- To trzeba opatrzyć - powiedział wuj do niej opiekuńczo.
- Później, najpierw mnie wysłuchacie - oboje spuścili głowy w podłogę. - Kto to był ? - spytała spokojnie i wytarła rękawem swetra czoło, bo krew zalewała jej już oko.
- Ian Harding, mój były facet. Usłyszał, że wróciłam i chciał... - Andrew przerwał jej opowiastkę.
- Chciał Cię przelecieć, ale nie wiedział, że masz męża ? - poirytował się.
- Uciszcie się, oboje - powiedziała donośniej. - Czy do czegoś doszło ? - spytała ponownie.
- Nie, chociaż złapał mnie za rękę... - mąż znowu jej przerwał.
- Tak i w tym samym czasie za tyłek - schował twarz w dłoniach.
- No to już jest argument - uśmiechnęła się pocieszająco do wujka i ciotki. - Nie możesz bić za każdym razem kogoś, gdy podrywa Ci kobietę. Próbowałeś rozwiązać to polubownie, wyrzucić go bez rękoczynów ? - cała złość wypłynęła z niej, bo wiedział, że Andrew ma temperament, lecz jest bardziej kochającym i wrażliwym mężczyzną niż ktokolwiek na świecie.
- Tak, ale on nie chciał i uderzył mnie, pierwszy zaczął, wtedy nie wytrzymałem, chyba nie wiedział do końca kim jestem - powiedział i spojrzał na bratanicę. 
- Dobrze, tym razem Ci się upiekło - powiedziała spokojnie. - Jo, nie mogłaś od razu mu powiedzieć, że masz męża ? Chyba nie jest ślepy, bo nosisz obrączkę. Idiota jakiś. Andrew musi dać na wstrzymanie i stara się jak może, ale Ty mu nie pomagasz. Kochacie się, a że jesteście moją jedyną rodziną, zaraz po twojej mamie Jo, czyli mojej babci, w każdym razie, ma tak zostać. Teraz, kochana ciociu, obiecasz mi i mężowi, że zaczniesz rozgłaszać jakiego masz kochającego męża, a jako zadość uczynienie... - spojrzała na wujka uśmiechnięta knując mały żarcik. - Idź wykrzycz to na ulicy.
- Nie będę wykonywać poleceń nastolatki - prychnęła.
- Ile razy, ta nastolatka uratowała nasze małżeństwo i trzyma nas w kupie jak rodzinę ? - spytał Andy.
Kobieta nic nie odpowiedziała, bo miał rację. Gdyby nie pomoc dziewczyny to już dawno nic by z tego nie było. To jak darmowy psycholog. Kobieta niechętnie wyszła na dwór, po chwili usłyszeli jak Jo głośno krzyczy, że ma kochającego męża i wspaniałą przyszywaną córkę. 
- Skoro już się dogadaliśmy, to mógłbyś mi, Andy, z tym coś zrobić ? - wskazała na ranę na czole.
Wziął dziewczynę nad zlew i najpierw obmył jej ranę wodą, zmywając zaschniętą krew z czoła. Potem przepłukał wodą utlenioną. Spojrzał teraz na czoło z bliska. Miała przecięty łuk brwiowy, rozcięcie było od środka brwi, przez czoło w linii poziomej, aż kończyło się przy linii włosów. Ściągnął pulsującą rankę dwoma prowizorycznymi szwami, takimi jakich się używa w szpitalach, przykleja się je przy rozwartych ranach, takich ja te, ściągając skórę, by rozcięcie się ładnie zagoiło. Dał jej po chwili lusterko, by zobaczyła jego dzieło.
- I jak ja mam się z tym pokazać w pracy ? - wystraszyła się.
- Zawsze możemy pojechać do szpitala, jeżeli zacznie... - nie musiał kończyć, bo zaczęło krwawić. - Jedziemy do szpitala, ale pamiętaj, żadnej przemocy rodzinnej - zachichotał.
Gdy on się raz pobił, a ona go opatrzyła była podobna sytuacja. Gdy pojechali do szpitala, lekarz spytał co się stało. Musiała mu coś powiedzieć mała jedenastolatka, plącząc się w słowach wydukała jedynie, że ona go pobiła. 
- Jo, bierz kluczyki od auta, a Ty, moja panno masz szlaban na robienie parapetówek - westchnął mężczyzna. 
Kobieta wzięła klucze od jego małego skarbu, którym nie pozwalał za często jej jeździć. Był to Shelby Mustang GT 500 z 1967, nie można się dziwić, czemu nie chciał nikomu go dawać do prowadzenia. Jedynie dwa z tego rocznika w Anglii jeszcze jeździły. To cacko kosztowało fortunę. Był granatowy z dwoma białymi pasami idącymi przez maskę i dach. Wsiedli do auta. Kobieta nie chciała jechać, nie lubiła szpitali odkąd ślęczała z małą Arią nad łóżkiem jej matki godzinami zanim umarła, więc pod pretekstem brudnego domu została. Andy w drodze, co chwilę pytał jak się czuję i żeby uważała, by nie zachlapać krwią białej tapicerki. Gdy dojechali, dziewczyna poczuła się słabo, straciła już trochę krwi. Pomógł jej dojść na pogotowie, gdzie szybko ją przyjęli i się nią zaopiekowali. Po nie mniej niż godzinie wyszła jak nowo narodzona z trzema szwami. 

Usłyszała dźwięczny miedziany dzwoneczek. Pora na śniadanie. Taki był ich sygnał, gdy ktoś robił śniadanie, dzwonił dzwonkiem, by zwołać resztę. Najczęściej robiła je osoba, która pierwsza wstała, zawsze dla wszystkich. Aria przeciągnęła się i wyszła z łóżka. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, miała na sobie flanelowe spodnie od piżamy w żółte kaczuszki na niebieskim tle i białą wielką koszulkę z flagą USA. Jej włosy były w nieładzie, zawsze sądziła, że ma ich za dużo. Były gęste i sięgały jej ledwie za ramiona. Wyglądała jakby wyszła z lasu, zdmuchnęła grzywkę, by zobaczyć coś na oczy, jedyne co zobaczyły to trzy szwy wykonane niebieską nitką na czole, dookoła rany pojawiały się żółto-zielone siniaki. Schowała zabliźniającą się rankę grzywką, tym razem bardziej rozczesaną. Zeszła po powoli po schodach trzymając się barierki, bo w głowie się jej zaczęło kręcić.
Gdy weszła do salonu poczuła zapach niedzielnych naleśników, które były także ich małą tradycją. Słodka woń cynamonu owijała jej nos. Usiadła na stołku przy wyspie kuchennej, gdzie były już rozłożone talerze dla ich trójki. Jo robiła jeszcze kawę, a Andy wyszedł właśnie z łazienki. Pocałował ją w głowę na dzień dobry. W końcu cała trójka zasiadła do stołu.
- Idę do pubu, mam Cię podwieźć tam na Maiden Lane na pobieranie krwi ? - spytał wujek.
- Z chęcią, mogłabym wpaść potem do Porter'a ? - ucieszyła się na myśl o ulubionym barze.
Jedyny fakt, którego nie wiecie to, to iż Andrew założył pierwszy pub Porterhouse w Dublinie. Oddał swojemu przyjacielowi sam główny bar, po czym pozakładał je w niektórych miejscach jak Nowy Jork,  kolejne dwa oddziały Porter'a w Dublinie, Wicklow i ostatni w Londynie. Cała rodzina Moore'ów była dość zamożna, bez problemu mogli sobie pozwalać na różne zachcianki jak jego Shelby Mustang, czy bary, które i tak szybko się zwróciły. Samą pracę jaką dostała dziewczyna w pubie była ze względu lekkiego strachu, wolał by pracowała przy jego boku, niżeli gdzieś na końcu miasta u ludzi, których nie zna. Nie pojawiał się, co prawda często w barze, ale tak parę razy w tygodniu, ufał z swoim pracownikom i bratanicy.
- Pewnie, mogę przyjechać po Ciebie, chyba że wolisz jechać metrem ? - zażartował, powoli naleśniki znikały z talerzy.
- Daj spokój, to niedaleko, przejadę się metrem, albo przejdę - odpowiedziała i dopiła kawę.
- Wyślę po Ciebie kogoś jak nie chcesz, by twój stary wuj po Ciebie przyjeżdżał, bo narobi Ci wiochy - zapytał troskliwie z przekąsem.
- Mój "stary wuj", wcale nie robi mi "wiochy" - przedrzeźniła go. - Gdyż jest najlepszym wujkiem na świecie, tym bardziej ze względu na jego auto, czy światowych barów - roześmiała się.
- Jak tam sobie chcesz, ale masz się ciepło ubrać, bo kogoś wyślę na przeszpiegi - pogroził jej palcem.
- Idź się ubierz, bo Andrew nie będzie czekać wiecznie - pogoniła ją ciotka.
Aria odłożyła naczynia do zmywarki i wdrapała się po schodach robiąc kroki o dwa stopnie. Weszła zmęczona do pokoju jakby przebiegła sprintem cały dom. Rozważając o swojej słabej formie otworzyła szafę i zaczęła wyciągać swoje cieplejsze ubrania. W końcu wybrała jasne jeansy, koszulę w biało-czerwoną kratę i beżowy komin. Ubrała się spokojnie i założyła złoty naszyjnik z napisem luck, który wystawał spod komina. Związała włosy w wysoki kucyk. Uśmiechnęła się do lustra i włożyła dokumenty, portfel, telefon do kieszeni spodni. Zbiegła na dół, Andy wyciągnął jej kurtkę. Ubrała czarny płaszczyk i pod kontrastujące, kremowe Convers'y. Zapięła się pod szyję. Była gotowa do wyjścia.
- Jeszcze rękawiczki i czapka - powiedziała Jo, która wyszła z kuchni z częściami jej garderoby.
Aria jęknęła cicho, ale ubrała malinową, skejtowską czapkę, chowając włosy do środka i fioletowe wełniane rękawiczki bez palców. Pożegnała się z ciotką i pobiegła za wujkiem, który siedział już w swoim aucie.

_________________________________________________________________________

Linki do prawdziwych miejsc i ich wyglądu :


1. Shelby Mustang GT500 z 1967



2. Ubiór Arii 




_______________________________________________________________

Jak się dowiedziałam dzisiaj, to będzie to nudne, więc postaram się popracować więcej nad rozdziałami. A tymczasem proszę o jakieś opinię na ten temat ;) .

Love, 
Aria Jones.

11 komentarzy:

  1. Nie wiem kto tak powiedział, ale ja się nie zgadzam. Czasami musi być wprowadzenie, by później była akcja :D.
    Podoba mi się bardzo, tym bardziej, ze jest o Irlandzkiej dziewczynie, a ja jaram się Irlandią <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Superrrrr :*** Czekam na 3 kiedy będzie ?? :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, bo dodaję w czwartki, ale jak powiedzmy będzie więcej wejść i komentów to mogę dodać od razu ;)

      Usuń
  3. AA superr jest ♥ Kiedy 3 ? ?:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Siemka Aria :D
    Ten rozdział jest naprawdę no fajny ,
    zresztą jak wszystkie twoje wpisy.
    A ten twój taniec, który dodałaś na blogu o Sherlock-
    hahahah no nie mogę
    Kocham Cię <3
    mam nadzieję że wkręcisz ten poboczny wątek z Lou,
    w końcu to był mój pomysł ^^
    i wiem że akcja się jeszcze rozkręci... przynajmniej tak mi się wydaje xD
    Buziaczek
    Werks :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaa kiedy nowy proszę dodaj nowy super jest :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział ciekawy nawet bardzo !! Wciągajacy.Czekam na 3 musisz dodać !! I ona +niall =<3 mam nadzieję :**

    OdpowiedzUsuń