sobota, 22 grudnia 2012

5th Chapter

- Kolejne kłopoty, jakby nie dość, że mam poważną firmę na głowie to jeszcze Mike domaga się by było jak dawniej. Mówiłam mu przecież, że to skończone, a on tylko brnie w tym - chodziła zdenerwowana Aria po pokoju wyżalając się siedzącej na łóżku Amelie.
- Proszę Cię, będziesz najlepszym dyrektorem na świecie, a Mike to przeżyję, tak jak sytuację w domu, czy utratę Ciebie - powiedziała spokojnie przyjaciółka.
- Jaką sytuacje w domu ? - przystanęła i zaczęła lustrować ją wzrokiem.
- Myślałam, że wiesz... - powiedziała pod nosem. - Jego ojciec umarł jakiś miesiąc temu, chcą ich eksmitować, ale chyba przeniosą się do jego ciotki do Kensington.
- Mają ciotkę  w Kensington i klepią biedę ? To się nie trzyma - powiedziała obruszona i ponownie zaczęła chodzić po pokoju.
- Marudzisz, jest dobrze, mógł któregoś pobić, czy coś - zachichotała, ale spotkała się z wrogim spojrzeniem.
- Jeszcze nic nie wiadomo. Wszystko się może zdarzyć, chyba nie pójdę na tę imprezę do chłopców...
- Daj spokój, idź ! Będzie świetnie, ale mogłabyś mnie wziąć, co ? - zaśmiała się.
Aria usiadła obok niej przy łóżku.
- Nie wiem, co robić... - westchnęła i położyła głowę na ramieniu przyjaciółki.
- Ars, dobrze wiesz, co masz zrobić. Wierzę, że wybierzesz dobrze - pocieszyła ją dziewczyna.
Ich wspólny moment przerwał telefon Koniczynki. Numer był nieznany. Zdziwiła się, bo wszystkie numery jakie potrzebowała, czy chciała mieć miała zapisane. Wrzuciła na głośnik, bo nie lubiła opowiadać przyjaciółce całych rozmów.
- Aria Moore, słucham ? - zaczęła.
- Witam, dobrze, że pannę zastałem - usłyszały, ale dalej nie miały pojęcia z kim mają przyjemność.
- Co się stało i z kim mam przyjemność ? - zapytała.
- Panienka wybaczy mój pośpiech - zaśmiał się krótko mężczyzna. - Jestem Marc St. James, pański doradca i wspólnik w firmie. Chciałbym panienkę zapoznać z całą kadrą jak najszybciej, więc gdyby mogła przyjść do nas po lunchu ?
- Porozmawiam z szefem, ale postaram się być. Gdzie dokładnie mam się stawić ?
- Wyjdę po panią do holu. Proszę się o nic nie martwić, wszystkim się zajmę. Czyli jesteśmy umówieni ?
- Jak najbardziej - potwierdziła wizytę. - Dziękuję za telefon.
- Przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia, panienko Moore - pożegnał się.
Dziewczyny były trochę osłupiałe. Aria była zdziwiona tak szybką reakcja na podpisanie papierów, a Amelie ponieważ nie wiedziała za dużo o firmie, ani jakimś jej doradcy - Marcu. Siedziały chwilę w milczeniu. W końcu na twarzy nowej współwłaścicielki firmy - Moore Papers (taki "śmieszny" wg jej ojca żart słowny) pojawił się szeroki uśmiech.
- Dałabyś wiarę, że chcą mnie poznać ? - roześmiała się.
- Nie, nie wiem, może. O co w ogóle chodzi ? - zapytała.
- Bo to miało być taką tajemnicą... Mój tato zarządzał firmą, która finansuje, czy nadzoruje i posiada nawet "Wielką Trójkę" jak to określił Tom, księgowy. Ta trójka to trzy gazety, Vogue, The Mirror i The Times. Teraz jestem tam dyrektorem, a moim doradcą jest były wspólnik taty - powiedziała spokojnie.
- To genialnie ! - ucieszyła się i zaczęły się ściskać.
- Aria ! - usłyszały krzyk z dołu.
- Co się stało ? - zapytała donośnym głosem.
- Jadę do pubu, jedziesz ze mną, w końcu nie płacę Ci, byś siedziała z Amelie w domu - odpowiedział Andy.
- Spoko idziemy, tylko ubiorę się w coś porządnego ! - odpowiedziała i zaczęła szperać w szafie.
W końcu po paru sporach z przyjaciółką wybrały białą koszulę o lekkim i prześwitującym materiale z czarnym kołnierzykiem, czarne obcisłe spodnie, płaskie baleriny, kopertówkę, w której zmieściłyby się spokojnie tablet i czarną marynarkę. Szybko się przebrała, wyglądała szykowanie, ale Amelie coś nie pasowało. W końcu przekonana, że to włosy, zrobiła jej dobieranego z jednej strony głowy, robiąc przy tym przedziałek z lewej strony głowy i opinając jego koniec z resztą włosów z koczek z tyłu głowy. Zbiegły szybko na dół po schodach, Aria ubrała czarny płaszcz i chciała wziąć komin, ale przypomniała sobie, że został u chłopców. Amelie szybko narzuciła swoją kurtkę na ramiona i wybiegły do auta, bo Andrew już na nie czekał. Zawiózł je do baru, ale sam do niego nie wszedł. Spokojnie weszły radośnie do baru, oczywiście wszystkich powitały głośnym 'Dzień dobry!'. Aria stanęła za ladą przewiązując sobie fartuszek, a przyjaciółka usiadła na przeciw. Mike uwijał się gdzieś między stołami, przywitała ją także Eliza i Anne, inne pracownice.
- Uwijaj się, uwijaj - zaśmiał się Mike, podchodząc po piwa.
- Spoko, dam radę. Zaraz i tak spadam, a Amelie zostanie za mnie. Poradzisz sobie ? - uśmiechnęła się Aria.
- Pewnie, o ile Mike nie będzie... - poczekała, aż odejdzie na tyle by nie móc ich słyszeć. - Do mnie gadał, ciągle mówiąc o Tobie i waszych problemach.
- Dasz radę, wystarczy, że spojrzysz mu w oczy dłużej niż parę sekund wyczekująco to od razu ucieknie - uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Aria wyszła zza baru. Oddała przyjaciółce fartuszek. Stały teraz w zamiennych pozycjach. Dziewczyny pocałowały się w policzki przez ladę. Po czym panienka Moore ubrała się i wyszła na mróz. Szła chodnikiem mijając spieszących się ludzi. Ruszyła ku metru. Skręciła w uliczkę za barem, by skrócić drogę. Zobaczyła Andrew w aucie z jakąś kobietą. Nie całowali się, bo ona płakała, a on starał się ją pocieszyć. Aria znała skądś tę kobietę, nie była pewna skąd, ale znała. Cofnęła się szybko za ścianę budynku, by jej nie zauważyli. Wyjrzała raz jeszcze, siedzieli, a ona dalej płakała. Aria poszła dłuższą drogą do metra, omijając skrót, nie będzie ingerować w jego sprawy. Zeszła po schodkach do metra, skasowała swoją kartę i wsiadła do pierwszego metra do zachodniej części Londynu. Z każdą stacją wsiadali, coraz bardziej "hipsterscy nowobogaccy" jak to ich nazwała, ludzie do podziemnego pociągu, który kierował się w te najnowocześniejsze i bogate strony miasta. Gdy usłyszała kobiecy głos mówiący "Oxford Circus" wyszła z metra. Wbiegła po schodach. Przeszła parę ulic ciągle obracając się i oglądając budynki. Były inne, niż te w części wschodniej. Była tu pierwszy raz, więc zachowywała się jak turystka. Doszła w końcu do jednego z wyższych budynków, jakie w życiu widziała na oczy. Wejście były marmurowe, a same drzwi szklane. Nad nimi był złoty napis Moore Papers. Odźwierny w bordowo-czarnym mundurze otworzył przed nią drzwi. Hol był ogromny. Tłum także w nim nie był mały. W lewym kącie była bramka, gdzie sprawdzali ludzi, jak na lotnisku, a za nią windy  do wydawnictw i ich poszczególnych pięter. Rozglądała się w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mógłby ją gdzieś pokierować. Po paru minutach bezsensownego błądzenia i bycia potrącaną przez ludzi usłyszała jak ktoś ją woła. Wysoki, smukły mężczyzna o bladej cerze stał przy kontuarze i machał do niej. Miał na sobie niebieski garnitur i czarne, proste spodnie, do tego przy jego chudej szyi była zapięta przy kraciastej koszuli pomarańczowa, rażąca kolorem muszka. Jego włosy były barwy czekolady, miał przedziałek z jednej strony, a krótką grzywkę nażelował, by wyglądała jak stara, dobra fryzura Elvis'a Presley'a. Jego nos był dziwnie malutki, a uśmiech dziwnie szeroki. Jego oczy, ciemnoniebieskie, które przypominały wzburzony ocean patrzyły na nią z troską. Z jego chodu można było wywnioskować nabytą homoseksualność. Gdy szedł ludzie rozstępowali się przed nim. W końcu dotarł do niej i pocałował w wierzch dłoni.
- Panna Moore ? - rzekł na powitanie i skinął głową, bo bardziej stwierdzał niż pytał.
Chwycił ją w pasie i poprowadził do metalowej bramki. Pokazał swoją przepustkę z nazwiskiem Marc St. James i jego zdjęciem. Ochroniarz natychmiast ich przepuścił. Wchodząc do windy, wszyscy z niej wyszli. Mężczyzna, z którym szła Aria był specyficzny. Był wyniosły, ale dla osób które lubił był bardzo serdeczny. Zawdzięczał ludziom dużo, szczególnie jej ojcu. Ta cała powaga, arogancja i wyniosłość to jedynie postawa, którą operował w pracy. Niektórzy szeptali, widząc ich. Gdy zostali sami w metalowym pomieszczeniu on obdarował ją jeszcze szerszym uśmiechem.
- Zaczynając już na spokojnie - wcisnął guzik z najwyższym piętrem, po czym mały monitorek przy cyferce kazał podać mu kod udostępniający.
Wpisał ciąg liczb jej daty urodzenia.
- Jestem Marc St. James, jak się domyśliłaś. Jedziemy teraz na piętro z twoim biurem, kod ustalił twój tato. To 24121994 - od razu rozpoznała swoją datę urodzenia. - Będziesz go używać codziennie, także lepiej zapamiętaj. Dzisiaj poznasz całą obsadę i tak dalej, zobaczysz jak wygląda meeting przed wydaniem bożonarodzeniowego nakładu Vogue, bo to on jest najważniejszy teraz, jestem tam naczelnym edytorem - zaśmiał się dźwięcznie. - Oddam Cię następnie w ręce Henry'iego Miltona, edytora The Mirror, a ten po omówieniu paru zestawów pozna Cię z Kristin Alhambry, edytorkę The Times. Pytania ? - zapytał i spojrzał na nią z góry, bo była znacznie niższa.
- Tak, będę musiała coś ważnego robić, bo mogę nie podołać - zawahała się mówiąc ostatnią część zdania.
- Raczej tak, Ty wszystko zatwierdzasz i wybierasz gwiazdy na rozkładówki, wybierasz najważniejsze zagadnienia, decydujesz, czy jesteśmy za czy przeciw. Dużo tego, ale ja zawsze jestem do usług - położył jej rękę na ramieniu.
Winda stanęła. To chyba było najpiękniejsze, największe i najbardziej modernistyczne biuro jakie widziała i jakie ja stworzono w Londynie. Pierwsza od wejścia była recepcja. Biały, śliski kontuar, o kształcie okręgu, za którym nikogo nie było, sam komputer i słuchawka. Od recepcji wychodziły dwa korytarze. Jeden w stronę łazienek i pokoju edytorskiego, drugi w stronę garderoby i dwóch biur, Marca i jej. W recepcji było biało i jasno, ale w korytarzach sufit był nisko zawieszony, a ściany pokryte fioletowym plastikiem, pod którym prześwitywały lampki. W korytarzu były drzwi do garderoby, oczywiście wykonane ze szła. Nie zatrzymali się przy niej, lecz szli dalej. Na końcu korytarza sufit się podnosił i stali w małym przedpokoju o szklanych drzwiach do gabinetów dyrektorskich, jedne z wygrawerowanym Marc St. James, a drugie Moore Papers - T.Moore. Weszli do jej przyszłego biura. Było przestronne i bardzo duże. Na przeciw wejścia było ogromne owalne okno, przed którym stało szklane biurko z komputerem, telefonem, tabletem, paroma czasopismami i kremowym, wygodnym, obracanym fotelem za nim. Pod biurkiem znajdował się włochaty dywan o impresjonistycznym wzorze. Przy jednej ścianie były szafki i półki w różnych kolorach i czarna kozetka z wzorem w zebrę, a przy drugiej ścianie było ogromne akwarium wbudowane w ścianę. Była pod wrażeniem, dostała biuro ojca, które było niesamowite. Najpierw podeszła do okna, rozciągało się na całą ścianę, lecz jego rogi były owalne. Widok sięgał aż Tamizy. Można było dostrzec malutkich ludzi spieszających się, czy malutkie autka, które stały w korkach. Poczuła, że Marc stanął tuż obok niej, miał założone ręce za plecami.
- Pięknie jest tutaj, twój tato zawsze, gdy nad czymś głęboko rozmyślał stawał przy nim i patrzył na całą tę scenę, na ludzi, pojazdy, pogodę i budynki. Doszukiwał się większego sensu, kiedy ja byłam po prostu zbyt skupiony na pracy, by dostrzec piękno tego miasta - powiedział spokojnie wspominając.
- Zawsze myślał za dużo - odpowiedziała i wyobraziła sobie ojca stojącego na jej miejscu.
- W każdym razie - obrócili się plecami do okna. - Na komputerze masz wszystko odnośnie naszej pracy, są tam pliki twojego taty i masz dostęp do wszystkich plików jakie my mamy na swoich komputerach. W szafkach są stare numery i potrzebne wpisy księgowe, a w jednej - wskazał na zieloną wysoką szafkę, wszystkie wyglądały jak szafki typowo szkolne. - Są rzeczy twojego ojca, od jego odejścia nie ruszaliśmy tutaj nic, no pozmieniałem meble jedynie - uśmiechnął się. - To chyba wszystko ? Zostaw tu swoją torbę i płaszczyk. To lecimy dalej - podszedł do drzwi.
Aria w pośpiechu ściągnęła odzienie i razem z torbą rzuciła je na kozetkę. On przechylił głowę zadowolony, gdy zobaczył jej pełny strój. Idealnie się nadawała do tej roboty.
- Nie dziw się, że nie ma tutaj nikogo, nie wolno im tu przebywać, twój tato nie lubił hałasu. To piętro było tylko dla niego i jego doradcy. Nikt nie ma także tu wstępu, więc nie masz się o co obawiać. Nawet tu nie sprzątają, oraz nie mają tu kluczy, by wejść wejściem awaryjnym. Przejdziemy teraz do pokoju edytorskiego, robimy tam wszystkie poprawki i omówienia poszczególnych stron i artykułów - w końcu przeszli przez parę korytarzy i znaleźli się w pomieszczeniu o poobklejanych ścianach różnymi zdjęciami, obrazkami, wycinkami i napisami. Na środku pokoju była wyspa z czystą i szklaną płytą, która była interaktywna. Można było normalnie działać na niej jak na tablecie, lecz była znacznie większa, a jej odpowiednik znajdował się w pokoju edytorskim piętro niżej, więc robiąc coś tutaj ludzie z pokoju niżej także widzieli poprawki.
- Dobra, no to teraz dam Cię do Henry'iego - wyszli z pomieszczenia i udali się pod windę.
Zjechali parę pięter w dół. On zostawił ją samą na piętrze i zniknął za metalowymi zasuwami. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć różnicę między jej piętrem a tym. Wszystko tutaj było wykonane ze ścianek drewnianych. Wszystko wyglądało jak wydawnictwo z lat 70. Człowiek, którego nazwali Henrym Miltonem wyglądał jak Woody Allen, może miał więcej włosów na głowie, niż ów reżyser. Gdy mówił, dokładnie tak samo się trząsł. Oprowadził ją po boksach i paru biurach. Nie trwało to długo, wsadził ją do windy i znalazła się na czwartym piętrze z nowym przewodnikiem Kristin Alhambry. Ich piętro było minimalistyczne i ciemne. Kobietę można było porównać do jakiejś dziewczyny ze wsi, ale takiej amerykańskiej. Była radosna, non stop uśmiechnięta, miała koszulę w kratę i obcisłe jeansy. Jedyne co do niej nie pasowało to okulary, zwykłe Ray Bany zerówki. Miała także czarne włosy z końcówkami blond. Była ledwie starsza od Arii, ale wyglądały jak znajome z liceum. Po krótkiej wycieczce i omówieniu zadań na przyszłe wydania mogła w końcu wrócić do swojego, nowego gabinetu.

_________________________________________________________________________

Linki do prawdziwych miejsc i ich wyglądu :
Dzisiaj jedyne co mogę tu dodać to wygląd Arii, bo resztę sobie powymyślałam wzorując się na serialu Ugly Betty, tak Marc to Marc z serialu, a ich biura przypominają trochę biura z serialu, ale nie dodam zdjęć tamtych biur, bo są jednak inne. Mogłabym dodać ubiór Marca, ale nie znalazłam niebieskiej marynarki na faslook. Tam też robię wszystkie kolekcje dla Arii.

1. Ubiór Arii



___________________________________________________________________

No to dzięki za równe 8 komentarzy, jak prosiłam. Będę zwiększać liczbę, przepraszam, ale chcę, byście pracowali i dali też mi odpoczynek : P . Humor mi się znacznie poprawił, więc z radością dodaję kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Potem się dopiero wszystko rozkręca, więc nie miejcie mi za złe, że teraz jest nudno. 

Love,
Aria Jones.




10 Comments = 6th Chapter





Przypomniało mi się, że nadal trwa konkurs ! Głosujcie na mnie pod numerem 3, wiecie tak sobie chcę sprawdzić jak mi idzie na tle innych, to link. Wchodźcie :

16 komentarzy:

  1. Jejku wciągajacy !! Świetnie piszesz mas to coś !! Czekam na 6 :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, zdecydowanie wciąga :)
    Niesamowicie piszesz, można sobie dobrze wyobrazić miejsca czy inne rzeczy po dobrze sformułowanych opisach :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam - Jenny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielbię, wielbię, wielbię ;**

    Wesołych Świąt Kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, naprawdę :)
    Nadal nie mogę rozgryźć z kim będzie Aria, o ile z kimś będzie. Osobiście stawiam na Nialla.
    Niestety nie skomentowałam poprzedniego rozdziału - jak mogłam? - bo go nie zauważyłam ;/ - jak mogłam? - a stwierdziłam, że nie ma to sensu.
    Rozdział 4 równie świetny, co ten, ale nie rozumiem czemu A. nie lubi chłopców?
    Muszę Cię poinformować, że zdobyłaś marny tytuł mojej ulubionej autorki bloga. Tak jak wspominałam jest to niezwykle, a wręcz wybitnie marna nagroda :P
    Love, Susan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama już nie wiem, czy z kimś będzie, czy zwykłą swatką zostanie... Ciężka decyzja. Zobaczymy. Weź, to jest zaszczytny tytuł, nie znasz się ! Dla mnie to jak Emmy, albo Oscar. Odpisałam moją listą ulubieńców, ale zapomniałam dodać kogoś... Teraz sobie nie przypomnę.

      Love,
      Aria Jones.

      PS. Wesołych Świąt !

      Usuń
  5. No to się niezwykle cieszę, że ta nagroda jest dla Ciebie ważna :P Może się nie znam.
    Oj tam, Oj tam. Lista może być bez tego jednego. Ja w sumie też zrobię nową.
    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku !

    Love, Susan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już sobie przypomniałam ! Oboje to muzycy i oboje są z tej listy żywych i realnych : D. To Alex Turner (Arctic Monkeys) i gwiazda legendarnego rocka, czyli Nirvany, QOTSA oraz (mojego ulubionego) Foo Fighters - Dave Grohl <3.
      Proszę Cię, zawsze będą dla mnie ważne takie rzeczy, co z tego, że nie jestem słynna, ale skoro dla Ciebie ważna to znaczy, że się liczę ;)) . Jeszcze raz Merry Christmas !

      Love,
      Aria Jones.

      Usuń
    2. JUUUŻ 10 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
      :D
      - To tylko JA.
      Love,
      Susan

      Usuń
  6. bosssski <3333 czekam na dalej : D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział . Czekam na imprezę u chłopców ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. hej, chciałabym tylko poinformować, że na live-truth-love.blogspot.com, pojawił się nowy rozdział. jeżeli interesuje cię historia molly i zayna, to ten rozdział z pewnością cię zaciekawi. jeżeli nie czytasz naszego opowiadania to serdecznie cię na niego zapraszamy. mamy nadzieję, że nas zaobserwujesz i wyrazisz opinię x - effy

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Liebster Award.
    Więcej informacji tutaj:http://aliceworldandonedirection.blogspot.com/2012/12/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć! Tu Martyna, nominuję cię do Liebster Awards, ponieważ twój blog jest jednym z najlepszych które czytałam! Pozdrawiam! : )
    Wejdz tez na mój blog aby odpowiedzieć na 11 pytań!
    ~ Francesca ( Martyna )

    OdpowiedzUsuń