czwartek, 29 listopada 2012

1st Chapter

- Dziękuję wszystkim, dobranoc ! - powiedział na pożegnanie Edward Sheeran podczas koncertu.
Był to bowiem początek grudnia. Śnieg za oknem znowu padał na ulice Londynu pokrywając, każdą część chodnika. Wokalista wyłączył mikrofon i zszedł z małej sceny. Nie lubił on wielkich koncertów, zdecydowanie wolał spokojny i cichy nastrój, gdzie przychodzą tylko Ci, co naprawdę chcą go słuchać. Sam koncert był w małym klubie. Na ścianach były zwykłe cegły, co dawało szczególny klimat. Wszędzie były porozstawiane okrągłe stoły ze świeczkami. Na samym końcu pomieszczenia mała scena z krzesłem, stojakiem na słynna gitarę i mikrofonem.
Aria, nasza główna bohaterka także tam była. W końcu dostała bilet na jego koncert, w końcu go wysłuchała. Od śmierci jej rodziców nic nie szło po jej myśli. Na szczęście po ukończonych 18 urodzinach będzie mogła już wykupić sobie wymarzone mieszkanie, zamiast codziennie pod nie chodzić i wpatrywać się w nie. Osiągnie ten wiek już za niecały miesiąc. Dostanie spadek i wykupi mieszkanie, jej rodzice je posiadali, ale w świetle angielskiego prawa, trzeba wykupić połowę jego ceny, bo nie mieszkali tam przez długo.
Wychodziła prawie ostatnia z sali. Wzięła swoją kurtkę z szatni i wyszła na dwór. Zimny wiatr smagnął ją w twarz. Lekko się zachwiała. Wyciągnęła telefon i chciała zadzwonić po taksówkę, ale kobieta w słuchawce powiedziała, że przez śnieżycę może nie dojechać taryfa. Była to cierpliwa i pracowita dziewczyna, więc postanowiła czekać. Zimno, chłód i śnieg dawał jej się we znaki. Do domu miała spory kawałek, ale nie miała wyboru. Wyszła spod szklanego dachu klubu The Scala. Naciągnęła na głowę kaptur i brnęła przed siebie. Skręciła, gdy minęła koniec budynku. Parę razy potknęła się o własne stopy, czy poślizgnęła na śliskim deptaku, ale przeklęła jedynie pod nosem cicho i szła dalej. Nikogo nie było na ulicy, więc zdziwiła się, gdy uderzyła w kogoś.
- Słonko, życie jest przed Tobą, a nie na ziemi - zaśmiał się mężczyzna.
Dziewczyna mimowolnie podniosła głowę. Stał przed nią rudzielec obsypany śniegiem. Uśmiechnęła się, bo to z jego koncertu właśnie wyszła.
- Przepraszam, nie chciałam - podniosła głowę i odsunęła się od niego.
- Byłaś na koncercie, prawda ? - spytał, a ona kiwnęła głową. - Miło mi, czemu wleczesz się o tej porze po mieście, w taką pogodę i w dodatku sama ? - zaśmiał się i pokazały się jego dołeczki w policzkach.
- Taksówki nie kursują, muszę iść do domu pieszo, a trochę mi zejdzie, bo mieszkam w Walworth, na Charlston St - uśmiechnęła się słabo.
- I chcesz tam dojść w jedną noc ? - roześmiał się. - Podwiozę Cię, ale najpierw pójdziemy do pubu, bo zmarzłem, a sama nie wyglądasz najlepiej - zaproponował serdecznie, spojrzał na jej lekko zdziwioną minę, co wziął za strach. - Przecież Cię nie porwę, zaufaj mi. Pójdziemy do Cittie Of Yorke, jeden z lepszych pubów ostatnimi czasy. To zaraz za rogiem, także luzik, nie nałazimy się.
Wziął ją pod rękę i przebiegli przez ulicę. Minęli parę uliczek i zobaczyła napis pubu, o którym jej powiedział. Weszli przez wielkie, drewniane, mosiężne drzwi do środka. Nigdy nie przypuściłaby, że w Londynie znalazłby się taki ciepły bar. Wszystko było tu drewniane. Sufit był zawieszony wysoko, a małymi balkonikami, także drewnianymi odczepianymi do sufitu na linki. Całe pomieszczenie wyglądało jak prostokąt, a przy krótszych bokach było wejście do pubu i wejście na zaplecze oraz łazienek. Przy jednej długiej ścianie pomieszczenia były okrągłe stoliki z krzesłami, a lewej na przeciw bar z długą ladą. Do belek stropowych były przyczepione lampy w kształcie kul, które zwisały tuż przy balkonach, ale dość wysoko, by nikt w nie nie uderzał. Panowała tu miła atmosfera. Ludzie pili piwo, śpiewali, a w tle leciała jakaś muzyka country. Ed zabrał od niej kurtkę i ściągnął swoją, po czym powiesił je na wieszaku przy wejściu. Nie zdążyli zamówić nic, a już piękna kelnerka przyniosła im po gorącym grzańcu. Aria powąchała szklankę napoju i poczuła ducha świąt. Miłe zapachy goździku i wina, które tak lubiła. Napiła się i poczuła, jak ciepło spływa jej do żołądka.
- Nie sądziłam, że to taki miły pub. Zawsze to irlandzkie puby tak wyglądały, oczywiście bez urazy - uśmiechnęła się.
- Wiedziałem ! - roześmiał się. - Wiedziałem, że nie jesteś stąd, po umiłowaniu do wina mogę wyciągnąć wnioski, że Irlandka ? Tak w ogóle to jestem Ed, ale pewnie to wiesz, a oczekuję twojego imienia - powiedział i spróbował swój napój. - Rozgrzewa...
- Jestem Aria Moore - pocałowała go w obydwa policzki przez stół. - Irlandzki zwyczaj - powiedziała i ponownie skosztowała grzanego wina. - Chociaż po twoich rudych włosach, także czego innego można się spodziewać.
- Wiem - złapał się za kosmyk nad czołem i na niego spojrzał. - To śmieszne jak twoje włosy stają się ikoną twojej muzyki - powiedział, poczuł wibrację w kieszeni.
Ktoś się do niego dobijał. Wyciągnął telefon, by spojrzeć. To menadżer, więc odrzucił połączenie, lecz za drugim grzecznie ją przeprosił i odszedł od stołu. Dziewczyna dopiła grzańca do końca i podwinęła rękawy swojego kremowego swetra w czerwone renifery i dekoltem w łódeczkę.
- Miałabyś przeciwko coś, gdybym zostawił Cię, ale najpierw zadzwonił po przyjaciela, który Cię odwiezie ? - powiedział, było mu głupio zostawić dziewczynę samą.
- Pod warunkiem, że wrócę do domu jeszcze dziś - uśmiechnęła się, a on ponownie zniknął w tłumie, by wykonać kolejny telefon.
Gdy wrócił miał w ręku dwa grzańce, które postawił na stole.
- No to, ja jeszcze chwilę zostanę, póki on się nie zjawi, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że każe Ci pić grzańce - spytał błagalnie.
- Nie, spoko. Lubię pić ciepłe wino - powiedziała obojętnie.
- To dobrze, a co do tego przyjaciela to się nie martw, jakby się coś działo to zawsze masz telefon do mnie. To Chase Donahugh, taki jeden, znamy się od małego, w porządku chłopak.
- To się nie martwię, że go nie znam. Właściwie to nie mam twoje numeru  - odpowiedziała i zaczęła się śmiać, bo on zaczął się denerwować z chwilą telefonu od sił wyższych.
Ona dała mu swój telefon, a on wpisał numer.
- Dzięki - podał jej aparat z powrotem. - Co robisz jutro ?
- Idę do centrum krwiodawstwa, wyobraź sobie, że w Irlandii nie można oddawać krwi, gdy ma się tatuaż - skrzywiła się i napiła ciepłego wina.
- Jaki masz ? - zaciekawił się.
- Taki malutkie cosie - wyciągnęła do niego lewą rękę, dokładnie podwijając rękaw.
Przy zgięciu łokcia była malutka, pomarańczowa kocia łapka, dokładnie w tym samym miejscu i taka sama jaką ma jej idol. Gdy się napatrzył na pierwszy tatuaż obróciła lewą dłoń na bok, gdzie był drugi, tuż przy kciuku, dwie małe jaskółki, ledwo zauważalne.
- Łapkę zrobiłam sobie na szesnaste urodziny z przyjaciółką, ona ma taką samą, a jaskółki to dawne dzieje - uśmiechnęła się, chcąc ukryć smutek na wspomnienie o małych ptaszkach.
- Takie małe są najlepsze, bo najwięcej znaczą - uśmiechnął się. - Mógłbym w sumie oddać trochę krwi, zawsze to coś - dopił do końca grzaniec, który zabrała kelnerka z uśmiechem na ustach, gdy tylko zauważyła pusty kieliszek.
- Oddawanie krwi jest dobrym uczynkiem, zawsze chciałam to zrobić, ale u nas można od siedemnastu i bez tatuaży - westchnęła.
- Jak widać wszystko dla ludzi - zaśmiał się. - Czemu... - zaczął, ale ktoś położył mu ręce na ramiona i roześmiał się mówiąc :
- Sheeran, rudzielcu - na powitanie.
- Cześć Styles, mopie, gdzie jest Chase ? - zaśmiał się i odsunął dla niego krzesło.
Chłopak przysiadł się.
- Miał dziewczynę, zadzwonił do Terry'ego, ale ten był w Bristol, to pomyśleli o mnie. Byłem niedaleko, bo odwoziłem dziewczynę Darren'a. Zawiłe - skrzywił się.
- Grunt, że w ogóle ktoś się zjawił. Dobra, ja muszę lecieć. Zaopiekuj się Arią w takim razie. A my widzimy się jutro - zwrócił się do dziewczyny.
Pocałował ją w policzek, podali sobie dłonie z Harry'm i wyszedł z baru.
- Nie przepadasz za nami, co ? - uśmiechnął się do niej, ale ona wzruszyła ramionami i dopiła grzańca, który pusty szybko zniknął ze stolika.
- Nie, czemu ? Po prostu, chyba wyrosłam z pięciu nastolatków, wolę coś doroślejszego - zaśmiała się, lustrował ją przez jakiś czas.
- Nie jesteś stąd - wyszczerzył się, a na stół zostały przyniesione dwa piwa.
Dziewczyna niechętnie spróbowała. Nie piła piwa, odkąd tu się przeprowadziła, czyli jakieś dwa tygodnie temu. Sądziła, że tylko w Irlandii piwo zasługuje na samą nazwę. Nie zasmakowało jej, nie miało się niczym do słynnego Guinness'a.
- To ja będę zgadywał - ona kiwnęła głową i się zaśmiała. - Włosy prawie rude, widać, że były pozorowane na brązowe, ale nie da się ukryć kasztanu, które je naprawdę pokrywa. Zielone, prawie jak szmaragd oczy. Do tego niski wzrost, w porównaniu do mnie, choć wcale to nie ubliża - myślał dalej na głos, chociaż tylko się z nią droczył. - Kwaśna mina na smak piwa, lecz grzańce wypiłaś bez oporów i nazwisko 'Moore'. Jedyne, co pozostawia do życzenia to jakże nazbyt elegancki akcent angielski. Ukrywasz swoją irlandzką duszyczkę, nieładnie - skarcił ją.
- Nie ukrywam, po prostu to nie najmilsze, gdy Anglicy traktują Cię z góry, bo nie jesteś stąd. Nazwisko, to akurat przypadek, mój tato to anglik. A grzaniec to moja ulubiona postać alkoholu - powiedziała i lekko cofnęła brodę.
- Rozumiem, że stąd akcent ? - dopytywał się.
- Tak, po tacie, rodowy Anglik, lecz zakochał się w prawdziwej irlandzkiej dziewczynie - zaśmiała się.
- Kochasz swoich rodziców, tylko pytanie, czemu aż tak ? W końcu kazali Ci żyć w Anglii, choć bardzo tęsknisz za Zieloną Wyspą - powiedział na głos, chociaż nie chciał, by zabrzmiało to nie tyle wrogo, lecz podejrzliwie.
- Nie kazali... - powiedziała ciszej. - Niby skąd wiesz, że ich nazbyt kocham, po butach ? - wyśmiała go, lecz chciała wiedzieć co ją zdradziło i tak już dużo wyczytał z niej.
- Po dwóch jaskółkach na paluszku - spojrzał na miejsce tatuażu. - Wytatuowałaś sobie rodziców, ale czemu ?
- Bo ich kocham "aż nazbyt" - zacytowała go, ale po co to ukrywać, przecież i tak by się dowiedział, że nie żyją. - Zginęli w wypadku samochodowym prawie rok temu, po Sylwestrze - poczuła zimno w klatce piersiowej, więc napiła się piwa, które nie przemogło tego uczucia.
- Och... - przełknął ślinę, nie sądził, że taka jest odpowiedź. - Czyli przeprowadziłaś się tutaj, bo któreś z twoich opiekunów tu wyemigrowało ?
- W zasadzie to nie, bo my mieszkaliśmy w Limerick'u ze względu na mnie i dom, ale gdy sprzedaliśmy dom to oni postanowili wrócić tutaj, gdzie mieszkał brat taty. Śmiesznie się złożyło, bo kuzynka mojej mamy wyszła za niego, oboje zostali moimi rodzicami chrzestnymi i to im podlegam - powiedziała i przeciągnęła się na krześle.
- Sądziłem, że masz już 18 lat, ale po opiekunach musisz mieć jeszcze...
- 15 - wyręczyła go kłamiąc, ciekawa czy się zorientuje.
- Niemożliwe - zaśmiał się, a ona wzruszyła ramionami. - 17, 16 to mało prawdopodobne, 15 w ogóle, nikt w tym wieku nie słucha Ed'a.
- No, 17, ale zaraz 18, także spokojnie - uśmiechnęła się do niego.
- Pracujesz ? - zapytał, bo już nic o niej nie mógł powiedzieć, czy wyczytać.
- Tak, a najlepszym barze tutaj - zaśmiała się, widziała konsternacje w jego minie, więc dopowiedziała. - W Porterhouse. Najlepszy jak dotąd irlandzki bar w Londynie, dorabiam chwilowo na studia, muszę czekać na 18, by dostać spadek, moi rodzice nie uwzględnili mojego wieku. Po urodzinach dostanę mieszkanie, mój dawny domek, chociaż byłam tam do 5 roku życia, trochę pieniędzy i ponad połowę firmy taty.
- To dość dużo, a po mamie ? - spytał ciekawie i napił się piwa.
- Stary, rodowy medalion. Nie miała dużo, to ojciec zapewnił nam życie, a ona szczęście w nim - uśmiechnęła się.
- Jakie studia ? - dopytywał.
- Sama jeszcze nie zdecydowałam, bo dostałam się na dwa archeologię oceaniczną oraz filologię francuską, połączoną z dziennikarstwem. Jednak moja ciotka nie chcę, bym robiła coś, co mi się w życiu nie przyda, dla niej języki nie są interesujące, ale ja kocham się uczyć - wzruszyła ramionami.
- I to i to jest fajne, chociaż wybrałbym to pierwsze, bo lubię spokojne rzeczy. Francuski to nie moja rzecz, poliglotka z Ciebie. Jaką firmę ma, miał - poprawił się. - Twój tato ?
- Nie wiem, nigdy się o to nie pytałam, zresztą sam o swojej pracy nigdy nie mówił. Wyjeżdżał do Londynu raz na dwa tygodnie, zawsze narzekał mamie, że jest to męczące, bo ma na głowie tyle decyzji. Chyba byłam za mała, by mi powiedzieć - uśmiechnęła się. - Nie uważasz, że ten wywiad jest dość krępujący dla mnie ? - zapytała go w końcu.
- Pewnie tak, przepraszam. To teraz Ty pytaj, jak chcesz - lekko go zawstydziła, bo nie chciał wyjść na nachalnego.
- Czy podwiózłbyś mnie już do domu, bo jest wpół do 2, a nie chcę by się ciotka martwiła - uśmiechnęła się, bo nie miała ochoty go, ani o nim pytać, ani przebywać w towarzystwie sławnej gwiazdy.
- Pewnie - zdziwił się i wziął jej płaszcz z wieszaka.
Poczekał, aż go założyła i otworzył jej drzwi. Wyszli na zewnątrz. Śnieg nie przestał padać. Aria poszła za nim, ten skręcił, co chwilę obracając się, by spojrzeć czy idzie. Stanął przy swoim Audi R8 Coupe. Otworzył jej drzwi od strony pasażera. Ona pospiesznie wsiadła, by nie napadało do środka. Po chwili oboje byli już w aucie. Harry włączył silnik, ogrzewanie i zapalił światła
- To gdzie ? - spytał grzecznie.
- Walworth, Charleston Street 12 - uśmiechnęła się, a on ruszył.
- Ed mówił, że się umówiliście na jutro - przerwał ciszę.
- No, w sumie to nie, powiedziałam, że idę jutro oddać krew, a on też stwierdził, że mógłby pójść - skrzywiła się, bo miała wrażenie, jakby każdy Anglik był inny.
- Też bym się wybrał - zaśmiał się, widząc z ukosa jej zażenowanie. - Oddawanie krwi jest szlachetne.
- Co z wami jest ? - zapytała retorycznie.
- Dobra, nie pójdę jutro na pewno - uspokoił ją. - Myślałem, że pracujesz cały tydzień, ale skoro pozwalasz sobie na takie wypady - zaśmiał się.
- Pracuję przez cały tydzień, ale bez niedziel, jakoś tak od 11, ale jutro jest niedziela, więc mam wolne. Z resztą w Porterhouse jest tak przytulnie, że mogłabym tam siedzieć bez przerwy bez zapłaty, normalnie jak w każdym irlandzkim pubie - rozluźniła się, bo podjechał pod jej dom. - To dzięki.
- Pewnie, miło było - uśmiechnął się do niej serdecznie i wyszedł z auta, gdy ona wyszła.
Zdziwiło ją to, bo nie chodziło mu na pewno o otworzenie jej drzwi, bo sobie poradziła. Stanął przy otwartych drzwiczkach do samochodu i patrzył jak wchodzi do środka.
- Zaprosiłabym Cię, ale nie uważasz, że trochę za późno ? - spytała patrząc na niego, gdy tak stał odprowadzając ją wzrokiem do drzwi domu.
- Pewnie, przepraszam, ja tak tylko... Wolę być pewny, że wszystko jest dobrze - skinął jej głową, ciotka otworzyła drzwi.
Harry nie sądził, że miano "ciotki" może otrzymać taka kobieta. Miał może zaledwie 28-30 lat. Te same kasztanowe włosy, choć bardziej pomarańczowe, wyglądała jak dobra kuzynka, a nie ciotka. Miała na sobie wiosenne kozaki, do kolan, takie jasnobrązowe, ciemne jeansy, luźny kremowy sweterek z lżejszego materiału z krótszymi rękawkami i mały, owalny  wykonany ze srebra medalion z morskimi kamieniami, układającymi się w literą M na nim.
- Jesteś znajomym Koniczynki ? - spytała mając na myśli Arię.
Nazywali ją tak od urodzenia, gdy tylko zobaczyli jej zielone oczy. Dziewczyna nie przepadała za tym przezwiskiem, choć brzmiało dość słodko. Na jego dźwięk się skrzywiła. Chłopak kiwnął głową.
- Mamy parapetówkę, może chcesz wejść ? - zaprosiła go ciotka.
- Nie za późno na odwiedziny ? - zdziwił się otwartością kobiety, która go nie znała.
- Dla przyjaciół nigdy nie jest. W końcu jesteś pierwszym jej znajomym jakiego widzę od... - zamilkła, bo Aria dała jej kuksańca w biodro.
Podopieczna poczuła woń alkoholu, więc nie chciała kontynuować głupich przemyśleń na głos swojej ciotki.
- No to, czemu nie ? - Harry się uśmiechnął serdecznie, a Koniczynce zszedł uśmiech z twarzy tak szybko, jak jemu się pojawił.
Zamknął auto i wszedł do środka. Aria zamknęła za nim drzwi. Ściągnęli kurtki, a ona powiesiła je w małym pomieszczeniu przy wejściu. Weszli do salonu, gdzie odbywała się impreza. Nikt, by się nie spodziewał, że to miejsce zmieści, aż tyle ludzi. Było ich około 50, jak nie więcej. Kuchnia łączona była z pokojem dziennym, ale miała wyjście na ogród z tarasem. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i wzięła im po piwie z wysypy w kuchni. Pokazała mu, gdzie jest łazienka, wskazując na drzwi przy schodach na wyższe piętro. Na parterze była włączona głośno muzyka, lecz wprowadzając się tu zapewnili sobie wyciszenie całego domu. Nie chcieli, by ktoś ich nachodził w trakcie jakiś imprez. Aria przywitała się z niektórymi, wymieniła uściski, pocałunki, czy uśmiechy. Podeszła także do wujka, powiedziała mu coś na ucho i zrobiła speszoną minę. On lekko napiął mięśnie twarzy. Rozglądnął się po pokoju i ruszył w tłum. Nastolatka zaprosiła go na piętro wyżej. Powiedziała mu rozmieszczenie pokojów, pierwsze drzwi łazienki, drugie pokój dla dziecka ich przyszłego, które planowało wujostwo, trzecie i ostatnie - jej pokój, drugie piętro po schodach to pokój jej opiekunów. Weszli do jej pokoju nie czekając, ani chwili dłużej. Był dość przytulny, chociaż nie można przypuszczać, że tak duże pokoje, mogą być przytulne. Miała dwuosobowe łóżko z białym, fantazyjnym stelażem i białą w bladoróżowe róże pościel. Pokój był w odcieniu bladego różu. Reszta mebli była po prostu drewniana, lecz pomalowana na biało, by pasować do łóżka. Zwykła szafa z lustrem, toaletka, parę szafek z książkami i zdjęciami, obrotowe, kremowe krzesło przy biurku i przestronne nad nim okno. Nie było tu dużo jej prywatnych rzeczy, tylko zdjęcia, chociaż była na nich tylko jej mama, gdyby nie ich oczy pomyślałby, że to jakaś zwykła kobieta. Usiadł na łóżku i otworzył puszkę piwa, którą mu ona dała.

_________________________________________________________________________

Linki do prawdziwych miejsc i ich wyglądu :
1. Cittie Of Yorke - http://www.pubs.com/main_site/pub_details.php?pub_id=44


Nie dziwcie się, że w moim opisie wszystko jest na odwrót, ale zdjęcie jest zrobione na odwrót niż jest wejście. A ja opisywałam jak się wchodzi, także nie bijcie : ).

Zdjęcia dodam w rozdziale, gdzie się pojawi sam bar.

3. Ubiór ciotki Jo :


_______________________________________________________________________

To chyba tyle. Mam nadzieję, że wam się spodobało. W kolejny czwartek kolejny rozdział. Jakieś propozycje, czy uwagi ? Mam nadzieję, że jakiś wielkich błędów nie ma, bo sprawdzałam, ale wiecie, w końcu też jestem człowiekiem. Dodaję teraz ubiór, bo jak to skomentowała jedna czytelniczka "nie mam takiej wyobraźni, więc dodawaj linki do ubiorów". Także tak zrobiłam. Podoba się wam w ogóle ?

Love, 
Aria Jones.



12 komentarzy:

  1. Pmiętałaś.. Dziękuję <3
    Rozdział oczywiście zajebisty <3
    Nie wiem czemu ale mam nadzieję że Aris będzie z Niall'em.. Wiem, dziwns jestem..
    I jeszcze raz dziękuję za te ciuchy <3 xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak się tego spodziewałam-super, bardzo mi się podoba:) Opowiadanie zapowiada się naprawdę ciekawie, nie mogę doczekać się dalszych losów Arii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał tego sie nie spodziewałam rozdział jest świetny.
    Opowiadanie ciekawie sie zaczyna wiec bd czytała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, naprawdę zajebisty rozdział. ;3
    wiesz że cię LOW WERI WERI MACZ. :D
    w ogóle zapowiada się ciekawie, nie wiem, co napisać jeszcze, bo się akcja tak do końca nie rozkręciła. ;)

    love, carrot. :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz, że jak dla mnie to się w ogóle nie rozkręca ? no kurna pisze to i pisze i tak jakoś niemrawo...

      Love,
      Aria

      Usuń
  5. Świetne, świetne, świetne. Fajnie się zaczyna. Czytam też od niedawna bloga o Sherlock i też jest cudowny . ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. Cudo <333

    http://opowiadaniaa1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAA super jest :** pisz dalej :*

    OdpowiedzUsuń